Chrześcijanie za prawami zwierząt

Spread the love

Marsz wyzwolenia zwierząt 2021. Czy może być przyczynkiem do wyzwalania się chrześcijan z myślenia: „wszystko o nas”?

Bodaj pierwszym raz w historii marszu w obronie zwierząt w Polsce szła grupa osób pod transparentem „Chrześcijanie za prawami zwierząt”. Czy nie było ich na poprzednich marszach, zainicjowanych w 2016 r. przez brytyjską organizację Surge, a w Polsce idących od 2018 r.? Musieli być! Przecież prawie każdy Polak jest ochrzczony, trzy lata temu nastroje antykatolickie nie były jeszcze tak mocne i tak uzasadnione, większość społeczeństwa deklarowała przynależność do Kościoła. A jednak nie poczuwali się, aby wystąpić z tej pozycji. Dlaczego? Aby odpowiedzieć na to pytanie należałoby napisać grubą książkę. Ta sprawa jest tak powikłana, jak cała historia: ewolucji, ludzkości, jej cywilizacji i kultury. Podzielę się więc tylko kilkoma myślami i wrażeniami.

Na marszu czułam się przede wszystkim jak ryba w wodzie. Nie było nas w naszej grupie wielu, ale jestem przekonana, że następnym razem będzie nas więcej.  Może też ośmielą się pójść z nami duchowni, może jakiś biskup pobłogosławi nam w tej sprawie? To byłoby ważne dla zmiany myślenia, przemiany serc milionów katolików. Większość ludzi w ogóle potrzebuje ośmielenia, akceptacji, dodania odwagi, przykładów, liderów, zanim z etapu kontemplacji sprawy przejdzie do etapu działania. To stosuje się do wszystkich. Przecież, nawet jeżeli było nas na marszu wspaniałe 2000, to jakże to mało w wielomilionowej Warszawie.

Demonstracja w obronie zwierząt przed okrucieństwem, wyzyskiem, potworną samowolą człowieka, to jak najbardziej miejsce dla chrześcijan. Prawdę mówiąc gdzieś głęboko myślę, że to my powinniśmy inicjować tego rodzaju manifestacje. Zresztą mamy historyczne zaszłości. W XIX wieku to chrześcijanie w Wielkiej Brytanii, odegrali kluczową rolę w wprowadzeniu kwestii dobrostanu zwierząt do społecznej i politycznej agendy. Takie korzenie ma pierwsza na świecie organizacja, która stanęła w ich obronie: Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals (RSPCA). Cóż bowiem bardziej ewangelicznego, niż obrona najmniejszych, najsłabszych, wszak to clou naszej wiary.

A też wierzymy, że ta sama transcendencja stoi za naszym i zwierząt istnieniem, ta sama tchnęła duszę/życie we wszystko co żyje, a więc zwierzęta, nie tylko z racji ewolucji, ale i z jej zakulisowych powodów, są naszymi braćmi, kuzynami. Pismo św. odbierane z lotu ptaka (nie kiedy wyławia się z niego uwarunkowane historycznie, a i socjo-psychologicznie, poszczególne cytaty, tylko gdy szuka się jego ducha) pełne jest zachwytu nad zwierzętami, pełne ich mądrości, a przede wszystkim odnosi się wrażenie, że ich waga, ważność w świecie, jest wielka. Często są miarą rzeczy, to na nich opierają się porównania i metafory, to one są mądre, a zapytane, pouczą. Wszystko, co złego dzieje się im na kartach świętej Księgi naszej religii, dzieje się z ręki człowieka, lub jest jej autorów wyobrażeniem. Przykazanie „nie zabijaj” nie ma dopełnienia i nawet jeżeli tłumaczy się je „nie morduj”, w sumieniu każdy człowiek wie, że każde zabijanie jest złe, więc po co kombinować. Słowa Jezusa „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” nie są ograniczone do człowieka. To ze zwierzętami Chrystus przygotowuje się do swojej misji. To one, niewinne i krzywdzone, czekają razem z ludźmi wybawienia i one są wokół tronu Boga na końcu czasu. Tak, że raczej można dziwić się, że chrześcijanie o dobro zwierząt zapamiętale nie walczą.

Dr hab. Barbara Niedźwiedzka.

Cóż, nie robią tego, bo najpierw są ludźmi. I tak, jak inni, jak 99% ludzi na Ziemi, najbardziej cenią sobie swoją wygodę, ekonomikę życia, przyzwyczajenia, tysiącletnie nawyki, obyczaje i tradycje. Kręcą się wokół swoich potrzeb, swoich problemów, często swojej walki o trwanie. Dlatego tak chętnie podchwycili ideę, że są najważniejsi, że panują, tak skwapliwie przyjęli, zaiste śmiały, pomysł, że zwierzęta są gorsze, nie mają duszy, itd. Zapomnieli, nie chcą pamiętać, świadectwa pierwszych chrześcijan, pierwszych starożytnych teologów, pierwszych mnichów, dla których oczywiste było, że się nie zabija i nie je ciał Bożych czujących stworzeń. Kościół przez wieki nie dbał o tę pamięć, nie odświeżał jej, bo i kościół to… ludzie. I tak ta wczesna, świeża, religijna intuicja została szybko zracjonalizowana. Ale też, cienkim strumyczkiem wije się przez całą historię chrześcijaństwa, do dziś.

Czułam się więc jak ryba, nie tylko w „wodzie” marszu, ale i w tym strumyczku chrześcijańskiej, zasłoniętej przez ludzki egoizm, wijącej się w zaroślach, myśli.

Ktoś, kto szedł obok mnie powiedział: jak to dobrze choć raz demonstrować za czymś, co nie jest ludzkim interesem. Tak, to bardzo miłe uczucie. Bo może dopiero to jest bycie w pełni człowiekiem?
Tekst dr hab. Barbara Niedźwiedzka, prowadzi źródłowy portal Opowiedzzwierzę.pl
Fot. Janusz Bończak, Zdjęcie portretowe z pieskiem archiwum autorki