Nie widzę innej drogi. Ustawa o rzeczniku do spraw ochrony zwierząt

Spread the love

Dziś to wciąż pieśń przyszłości, ale coraz bardziej realna. Bez wątpienia żyjemy w czasach przełomów, jeśli chodzi o kwestie traktowania zwierząt.

Z jednej strony te przełomy mają charakter negatywny, ponieważ skala eksploatacji zwierząt z uwagi na postęp technologiczny jest bardzo duża (70 miliardów zwierząt rocznie na całym świecie jest zabijanych w przemyśle produkcyjnym). Z drugiej zaś strony – kolejne kraje zakazują hodowli zwierząt na futra, uruchomiona została legislacyjna inicjatywa europejska dotycząca wprowadzenia zakazu stosowania klatek w całej hodowli zwierząt na terenie UE, zaś w sprawie słynnego stada „wolnych krów” z Deszcza – organy Inspekcji Weterynaryjnej wygasiły decyzję o zabiciu tych zwierząt, tym samym potwierdzając ich moralne prawo do życia. To są czasy, w których możemy dokonać realnych i znacznych zmian prawnych dla zwierząt. Nie mam co do tego wątpliwości.

Jedną z takich znaczących zmian na poziomie prawa byłoby powołanie urzędu rzecznika/rzeczniczki do spraw ochrony zwierząt w Polsce. Dość już bowiem dźwigania niemal całego ciężaru humanitarnej ochrony zwierząt przez organizacje pozarządowe. Istnieje realna, uzasadniona faktycznie i prawnie potrzeba ustanowienia instytucjonalnej reprezentacji zwierząt.

Urząd powinien zostać powołany mocą ustawy, jako organ państwowy, ale niezależny od rządu, podobnie jak ma to miejsce w przypadku regulacji urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich. Zachowanie niezależności od ministrów w tym przypadku jest kluczowe dla istoty tego urzędu, bowiem często interesy reprezentowane przez rzecznika/rzeczniczkę do spraw ochrony zwierząt będą przeciwne do tych, na straży których stoi minister właściwy do spraw rolnictwa czy minister właściwy do spraw środowiska. Z mocy obowiązujących przepisów resorty kierowane przez tych ministrów zajmują się obszarem związanym z szeroko pojętą polityką produkcji zwierzęcej, a to ze swej istoty jest sprzeczne z zasadą humanitarnego traktowania zwierząt, nakazującą uwzględnianie potrzeb zwierzęcia. Nie da się bowiem jednocześnie hodować lisów na futra i jednocześnie przestrzegać ich potrzeb. Chodzi o to, by te zwierzęta miały wreszcie swoją równorzędną państwową reprezentację, zarówno na poziomie prac legislacyjnych, jak i prowadzonych spraw sądowych o znaczeniu strategicznym oraz na poziomie prowadzenia kontroli i sporządzania raportów
z przestrzegania ich praw.

Urząd rzeczniczy to także istotny krok w kierunku prawnego uznania podmiotowości zwierząt. Dziś zwierzęta, które z jednej strony nie są rzeczami (jak stanowi wprost art. 1 ust. 1 Ustawy o ochronie zwierząt), a z drugiej nie mają podmiotowości prawnej, pozostają w zawieszeniu, jeśli chodzi o ich status prawny. Już nie rzecz, jeszcze nie podmiot – zdecyduj się ustawodawco w XXI wieku! Z uwagi na ten stan zawieszenia, dziś zwierzęta nie są reprezentowane w sposób bezpośredni, np. żaden podmiot nie występuje przed sądem wprost w imieniu zwierząt. Organ rzeczniczy powinien był właśnie takim podmiotem.

Podstawowym problemem dzisiejszej złej sytuacji zwierząt jest w mojej ocenie brak zorganizowania ich ochrony w sposób systemowy. Dotyczy to zarówno poziomu legislacyjnego, czyli tworzenia niespójnych ze sobą przepisów, również w odniesieniu do wartości w nich chronionych (np. z jednej strony zakaz działalności menażerii objazdowych, z drugiej – dopuszczalne prawem wykorzystywanie zwierząt w cyrkach), jak i poziomu stosowania prawa, który często przejawia się lekceważącym stosunkiem do zwierząt (wciąż większość rejestrowanych przez policję spraw dotyczących przemocy wobec zwierząt jest umarzana). Jednocześnie tym prawem często rozstrzygamy o życiu i śmierci zwierząt. Decydujemy o tak pryncypialnych kwestiach, jak rozród zwierząt, chwila siłowego i przymusowego odłączania młodych od ich matek – w przypadku zwierząt wykorzystywanych w hodowli przemysłowej, wielkość klatek zwierząt hodowanych na futra, a w końcu sposób ich uśmiercania, np. poprzez porażenie prądem za pomocą elektrody przykładanej do nosa i odbytu zwierzęcia.
Zwierzęta nie mają szans wypowiedzieć się w tej sprawie, ponieważ nie należą do kręgu podmiotów to prawo tworzących. Jest to sytuacja symptomatyczna dla wszystkich grup wykluczanych przez prawo, kiedyś dla ludzi wykorzystywanych jako niewolników, kobiet, dzieci. Oni i one także poprzez dyskryminację na poziomie społecznym i prawnym nie mieli/miały szans decydować o własnym losie. Ale w końcu wywalczyli swoje prawa. Zwierzęta nie mają na to żadnej szansy z przyczyn oczywistych różnic gatunkowych, dlatego potrzebują do tego dobrze przygotowanych, wyposażonych w wiedzę, kompetencję i wrażliwość reprezentantów i reprezentantek.

Zmiany prawa na rzecz zwierząt są trudne, ponieważ walczymy o to, by chronić zwierzęta przed nami samymi – to człowiek jest bowiem zarówno ich głosem, jak i oprawcą. Dlatego wprowadzanie postępowych i faktycznych przepisów w ochronie zwierząt wymaga wysokiej dojrzałości i odwagi politycznej. Zdolni są w mojej ocenie do tego tylko ludzie, którzy co do zasady sprzeciwiają się każdej formie przemocy.

Jednocześnie kolejne rządy w Polsce w zasadzie utrzymywały status quo, czyli zawieszenie zwierząt pomiędzy rzeczą a podmiotem. Nie inwestowały w ochronę zwierząt, przerzucając niemal cały ciężar związany z ich ochroną przed niehumanitarnym traktowaniem na organizacje pozarządowe. Aktualnie organizacje nie tylko pomagają faktycznie zwierzętom, podejmując interwencje, ale w zasadzie inicjują niemalże wszystkie postępowania karne i administracyjne związane z ochroną zwierząt. Z reguły nie posiadają swoich komórek prawnych, a jednocześnie często nie posiadają środków na opłacenie wynagrodzenia pełnomocnika/ pełnomocniczki. Szukają pomocy pro bono, ale przecież ona ma ograniczony wymiar, bo niemożliwe jest przyjmowanie setek spraw pro bono przez prawników i prawniczki. A sprawy te, tak samo jak każde inne postępowania, wymagają wiedzy profesjonalnej, która powinna być w sposób właściwy wynagrodzona. Błędne koło,
kiedy państwo umyło ręce, choć to bardzo krótkowzroczne, bo poziom ochrony zwierząt świadczy o jakości państwa.

Dziś już nie da się dłużej odwracać wzroku od tego tematu. Formalne rzecznictwo w imieniu zwierząt nie jest tylko marzeniem, ale już realnym prawnym postulatem. Świadczą o tym m.in. programy niektórych partii politycznych, zaprezentowane w kampanii do parlamentu. W co najmniej dwóch formacjach wyraźnie pojawił się plan powołania urzędu rzeczniczego. Polecam także działania społeczne i kampanijne wspierające realizację tego celu, takie jak petycja o powołanie urzędu rzeczniczego, utworzona przez Stowarzyszanie Otwarte Klatki.

Część powyższego tekstu ukazała się wcześniej w czasopiśmie „Zielone Wiadomości”, w artykule zatytułowanym „Rzecznictwo w imieniu zwierząt. Manifest prawno -polityczny”.
Tekst Karolina Kuszlewicz,
fot. Janusz Bończak

Karolina Kuszlewicz – adwokatka, w Polskim Towarzystwie Etycznym pełni funkcję społecznej rzeczniczki ds. ochrony zwierząt, członkini Komisji Legislacyjnej przy Naczelnej Radzie Adwokackiej, edukatorka i publicystka w zakresie prawnej ochrony zwierząt, autorka bloga www.wimieniuzwierzat.com, zwyciężczyni rankingu Rising Stars – Prawnicy Liderzy Jutra 2017, autorka książki „Prawa zwierząt. Praktyczny przewodnik”.

https://sklep.istota.info/pl/p/Prawa-Zwierzat-Praktyczny-przewodnik/57

 

Dodaj komentarz