Jaki nie jest Manifest Wegański!
Z całą pewnością nie jest trybunałem oskarżycielskim, przynajmniej nie w moim wydaniu.
Manifest Wegański nie pełni funkcji kodeksu karnego. Nie nosi w sobie prokuratorskiego ducha, nie występuje przeciwko nikomu z oskarżeniem za to, w jakiej kulturze czy tradycji się urodził, ani w jakim domu dorastał. Nie piętnuje ludzi za to, że przez pokolenia nie zastanawiali się nad tym, co wkładają do garnka czy jakiego pochodzenia są ich ubrania. Bo za winy każe prawo!
Manifest Wegański nie wydaje też wyroków za brak sprawczości – nie karze tych, którzy nie mają dziś możliwości decydowania o sobie, z powodów zdrowotnych, psychicznych czy społecznych. Nie karze osób z niepełnosprawnościami, w kryzysie bezdomności, niepełnoletnich lub zbyt już sędziwych lub zmęczonych życiem. Nie wytyka ich palcem. Nie mówi: „masz krew zwierząt na rękach”. Nie obarcza nikogo etykietą bezdusznego mordercy tylko dlatego, że nie jest weganinem czy weganką.
W moim życiu nieraz widziałem osoby, które tuż po osobistym odkryciu cierpienia zwierząt, stawały się gorliwymi oskarżycielami — jakby w jednej chwili chciały zmyć z siebie cały brud świata. Z niedowierzaniem patrzyłem, jak z pasją odcinały się od tego, co jeszcze wczoraj było ich własnym doświadczeniem. Ich gniew był zrozumiały, ale często obmywał ich ręce jak u Piłata – oczyszczając siebie kosztem innych. Odmawiając innym cierpliwości, której sami nie doznali, żyjąc pełnią poprzedniego życia.
Tak, nasz świat jest okrutny. Okrutny dla zwierząt. Ale też dla ludzi. I dla całej planety, która cierpi. Ten świat jest chory – ale i sposoby jakimi próbujemy go leczyć, bywają toksyczne. Czasem sięgamy po język przemocy w imię walki z przemocą. W kręgu niektórych środowisk wegańskich dostrzegam coś, co przypomina rytuał oczyszczenia: radykalizm, który nie leczy lecz rani. Kara, którą wymierzają innym, często okazuje się wewnętrzną karą wymierzoną samym sobie. Ten język nie otwiera innych na wrażliwość, tylko buduje poczucie winy, każe się schować – stygmatyzuje. Bo, gdy stajemy się wyłącznie głosem gniewu – nie zmieniamy świata. Zamiast tego stajemy się echem świata, który już znamy.
A przecież Manifest Wegański nie został napisany, by sądzić. On został napisany, by zapraszać. Zapraszać do spojrzenia na świat inaczej – takim, jakim mógłby być. Światem pełnym dobra. Światem miłości, czułości, troski. Światem, w którym każde stworzenie, każda istota, ma swoją niepowtarzalną wartość i prawo do istnienia. Nie jest to manifest zamkniętej wspólnoty – to manifest otwartego serca. Zachęca do zobaczenia piękna — nawet tam, gdzie nie umiemy go jeszcze nazwać i go zrozumieć. Do otwarcia się na emocje, które zwierzęta i przyroda pokazują inaczej niż my, ale nie mniej prawdziwie. Nie uciekajmy od wyznania tych uczuć, przecież ta empatia, ta uczuciowość jest wyznacznikiem naszego człowieczeństwa – humanitarności.
Nie odrzuca tych, którzy są gdzieś po drodze. Nie mówię: „to za mało”, “to bez znaczenia”, “jesteś nikim”. Przecież ja też byłem w tej drodze. Pamiętam jej zakręty, stromizny, problemy, ośmieszanie przez otoczenie, … i nadal nią podążam. Zmieniam się i staram się zmieniać innych, swoim przykładem, wizją. Dostrzegam pole sentientne.
Nie wyrzucam im miałkości. Wprost przeciwnie — dziękuje za to co robią. Bo to co dla mnie mogło wydawać się błahe i niewielkie, dla nich mogło być tą poprzeczką, która wymagała mocnego wybicia. Odwagi na rozbiegu i chęci zabrania głosu. Odwagi.
Dlatego dziękuje wegetariankom i wegetarianom za ich kroki. Za ich gesty. Za to, że widzą i chcą zmieniać w swoim tempie, swoimi możliwościami.
To jest manifest dobra – Jakkolwiek go interpretujecie i rozumiecie. Nie narzuca się. Pozwala wejść. Pozwala poczuć. Pozwala iść swoim rytmem. Z szacunkiem dla tego, kim jesteś, i z wiarą w to, kim możesz się stać. Weganizm, o którym mówi Manifest, nie jest zamkniętym kręgiem winy. Nie jest próbą wykluczania. Stawianiem przy pręgierzu wegańskiej etyczności. Czyli jakiej? Nie jest miejscem nieustannego osądu. Jest procesem. Jest drogą. Jest odkrywaniem wrażliwości, empatii, uważności i delikatności.
Bo weganizm – ten prawdziwy – jest dla wszystkich.
Bo świat potrzebuje nas wszystkich.
Potrzebuje Twojej obecności. Twojej uważności. Twojej gotowości do patrzenia.
Manifest nie wyklucza. Jest tolerancyjny.
I czeka.
Czeka właśnie na Ciebie – takiego lub jaką jesteś.
Ta interpretacja jest moją osobistą oceną. Piszę ją z pełną świadomością, że każdy z nas nosi w sobie własną historię, własne doświadczenia i swój sposób widzenia rzeczywistości. Weganizm, który tu przedstawiam, nie rości sobie prawa do jedynej prawdy. Jest wyrazem wdzięczności – za to, że mogę ten świat oglądać, dotykać i w pewien sposób zrozumieć. Jeśli, Czytelniczko i Czytelniku, spojrzysz na weganizm tak, jak ja go widzę – będzie mi niezwykle miło. Ale z takim samym szacunkiem przyjmę Twoją wersję tej drogi – Twoje tempo i spojrzenie. Bo każda dobra intencja, każde poruszenie serca, jest częścią wspólnej zmiany. Choć wiem, że niektórzy serce mają już z kamienia – nie dla nich jest ten felieton. Już nie…
Tekst, obraz Janusz Bończak. Weganin.
Przeczytaj Punkty Manifestu Wegańskiego