za zdrowie króla i królowej!

Spread the love

Z pewnością na zamku w Korzkwi wiele toastów ówczesnych mieszkańców zostało wzniesionych za zdrowie króla i królowej. Tak więc nie dziwi fakt, że nieopodal tego zamczyska rosną dziś winogrona, które smakują wybornie, ale już jako prawdziwe wina z Winnicy św. Jana. Czy więc mogłoby być inaczej?

Wiadomości WW: Czy patron winnicy, św. Jan Apostoł, przyniósł Państwu szczęście w przedsięwzięciu, jakim było założenie winnicy w 2013 roku i prowadzenie jej do dnia dzisiejszego?

Dariusz Kufta, Winnica św. Jana: Myślę, że patron nie jest od przynoszenia szczęścia. Jest po to, by się za nas modlił… i mam osobiste poczucie, że się modli bardzo intensywnie. Nasza winnica przeżyła wiele zagrożeń związanych z różnymi niebezpieczeństwami, które mogły zaszkodzić naszym uprawom, jak na przykład ulewy czy gradobicia, ale finalnie jakoś te kataklizmy nas omijały lub wychodziliśmy z nich obronną ręką.

Dlaczego akurat na patrona wybraliście św. Jana?

Andrzej Matoga, Winnica św. Jana: Przede wszystkim dlatego, że razem ze wspólnikiem Darkiem rozpoczęliśmy pracę w naszej winnicy 27 grudnia, kiedy obchodzone było właśnie święto świętego Jana. Choć przyznam, że rozważaliśmy wiele innych pomysłów, jak nazwać winnicę. Po mniej więcej roku rozmów, w końcu zdecydowaliśmy, by przyjęła imię św. Jana.

DK: Zresztą św. Jan jako jedyny ewangelista opisuje pierwszy cud Jezusa w Kanie Galilejskiej, czyli przemianę wody w wino (śmiech).

Na stronach internetowych państwa winnicy można przeczytać, że powstała ona również dzięki zamiłowaniu do muzyki…

Anna Kufta, Winnica św. Jana: Gdy wiele lat temu poznałam swojego przyszłego męża, Dariusza, to pamiętam, mając wtedy 15 lat, że najczęściej spotykałam go z gitarą. Nigdy się z nią nie rozstawał i tak to trwa do dnia dzisiejszego (śmiech). Ta muzyka zawsze była obecna.

DK: Tak. Wspólnie wtedy działaliśmy w dębnickim duszpasterstwie młodzieżowym. To był cudowny czas (śmiech).

Kiedy urodziła się pasja do tworzenia wina?

DK: Od młodzieńczych lat marzyłem o tym, że kiedyś założę winnicę. Jako 19-latek pasjonowałem się wyrabianiem win z winogron uprawianych przez moją babcię Emilię. Wielu osobom te wina bardzo wtedy smakowały.

Czyli rodzinne receptury?

DK: Nie (śmiech). Ówczesne receptury były bardzo proste i nie wymagały jakiegoś wyjątkowego kunsztu winiarskiego. Dzisiejsze wymagania jakościowe dotyczące smaku i aromatu win potrzebują wyspecjalizowanych technik upraw i produkcji, ale… tamte pierwsze wina wspominam bardzo ciepło.

Od momentu przeprowadzenia się z Krakowa do Maszyc, gdzie od 2008 roku mieszkam wspólnie z moją żoną Anną i dziećmi: Gabrysią, Tymkiem i Zachariaszem, próbowałem eksperymentować z uprawą różnych gatunków winorośli, ale nie byłem z efektów tych upraw zadowolony. Aż do chwili, gdy natrafiłem w Internecie na ofertę sprzedaży winorośli z winnicy „Krokoszówka Górska”, jak się okazało – z sąsiedniej miejscowości Smardzowice. Bardzo szybko zdecydowałem się nabyć dwa szczepy winorośli, które, między innymi, do dziś uprawiamy.

Równocześnie, w tamtym czasie, prowadziłem przyparafialną scholę dziecięcą w rzymskokatolickiej parafii pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Korzkwi. Pewnego razu członkiniami naszego chóru zostały utalentowane i znakomicie muzycznie przygotowane dwie dziewczynki Zosia i Marysia, które, jak się później okazało, były wspaniałym nabytkiem dla naszej scholi. Dzięki nim, wspólnie z moją córką Gabrysią i synami, z powodzeniem prowadziliśmy nasze wspólne muzykowanie. Rodzicami tych dziewczynek, ku naszemu wtedy zaskoczeniu, byli nasi Maszyccy sąsiedzi, Andrzej i jego żona Małgorzata, którzy dziś są wspólnikami naszej winnicy.

Podczas naszych pierwszych sąsiedzkich spotkań przy kawie przyznałem się do mojej pasji winiarskiej oraz chęci prowadzenia winnicy. Jednak nie posiadałem odpowiedniej ziemi, by spełnić swoje marzenie. Natomiast Andrzej miał odpowiednie grunty i brak pomysłu jak je wykorzystać. Po dwóch tygodniach od tej rozmowy podjęliśmy wspólną decyzję, że otworzymy winnicę.

Jakie wina Państwo produkują? I które z nich zostało ostatnio nagrodzone?

Uprawiamy 6 podstawowych szczepów: Leon Millot, Marechal Foch, Regent, Solaris, Seyval Blanc i Johanniter oraz 3 uzupełniające: Swenson Red, Jutrzenka i Hibernal. Tworzymy wina jednoodmianowe, ale też kupaże w różnych konfiguracjach. Jesteśmy bardzo dumni z dwóch medali niedawno zdobytych na konkursie „PIWI” w czeskich Šardicach. Nasze różowe „Vespertilio” zostało wyróżnione złotym medalem, a biały „Johanniter” – srebrnym. Oba wina otrzymały także medale na konkursie „Tuchovinicontest” w Tuchowie.

Czy uczestnictwo w Wielkowiejskim Targu w Szycach wpłynęło na rozwój winnicy?

AM: Tak. Zdecydowanie. Przede wszystkim staliśmy się jako marka rozpoznawalni. Na targu również zyskaliśmy wielu stałych klientów, którzy co dwa tygodnie wracają na nasze stoisko po konkretne, swoje ulubione, wina. Często też nabywają inne gatunki i próbują nowych smaków, z czego się bardzo cieszymy, gdyż polecają nasze wina swoim znajomym.

AK: Podczas targów rozdajemy swoje wizytówki i ulotki reklamujące naszą winnicę, i później sporo osób odwiedza nas z zamiarem zakupu win w naszej winnicy lub domu. To jest bardzo miłe.

AM: Mamy również klientów instytucjonalnych, którzy decydują się na zakup naszych win przy okazji różnych świąt i uroczystości, na przykład firmowych.

Gdzie oprócz targu i winnicy można kupić Państwa wina?

DK: Przymierzamy się do otwarcia punktu sprzedaży na zamku Korzkiewskim. Przyznam szczerze, że szukamy też takiego sklepiku w Krakowie, ponieważ dużo osób o to pyta.

Ile win produkujecie w sezonie?

AM: W naszej winnicy rośnie około 2600 krzewów. Docelowo z jednego krzewu powinniśmy uzyskać litr wina, czyli teoretycznie produkujemy ponad 3300 butelek. Jednak jeszcze nie udało nam się osiągnąć takiego znakomitego wyniku. Bardzo usilnie pracujemy nad optymalizacją wydajności…

Czy ceny wina z Winnicy św. Jana są wysokie?

DK: Mam wrażenie, że nasze wina gatunkowe są tańsze od konkurencji, przy tej samej, a czasem wyższej jakości trunku. Czyli butelka naszego wina kosztuje w granicy 40 złotych. Choć patrząc na galopujące koszty produkcji, boimy się, że nie utrzymamy naszych cen na tym poziomie. Bądźmy jednak dobrej myśli…

Co jest najprzyjemniejsze w pracy winiarza?

AK: Bardzo przyjemne jest zbieranie winogron, gdy jest piękna pogoda. Ale jesienią też je zbieramy i wtedy nie można powiedzieć, że pracujemy w komfortowych warunkach. Wtedy często jest już deszczowo, wieje i jest zimno. Trzeba więc zacisnąć zęby i ciepło się ubrać. Nie ma innego wyjścia (śmiech).

Życzę bardzo słonecznej pogody i doskonałego smaku win.

Rozmawiał Janusz Bończak, koordynator Wielkowiejskiego Targu, istota.info
(tekst opublikowany za zgodą Wiadomości WW)