Mądre przedsiębiorcze wioski. Felieton z serca Wielkowiejskiego Targu

Jerzy Witkowski, Janusz Bończak.
Jak powstaje wspólnota? Nie tylko przez sprzedaż i kupowanie, ale przez rozmowę, obecność i zaufanie. Ten felieton to zapis jednej z takich rozmów – o targu, który staje się czymś więcej niż miejscem handlu.
Podczas dnia targowego 24 maja 2025 roku, na Wielkowiejskim Targu w Szycach, zorganizowaliśmy kolejne spotkanie rozmów targowych, tym razem pod hasłem „Mądre przedsiębiorcze wioski”. Rozmowa odbyła się przed budynkiem Urzędu Gminy Wielka Wieś, w duchu idei programu Smart Villages i Suburbs in City – budowania lokalnych wspólnot wokół przedsiębiorczości, jakości życia i bliskości człowieka z człowiekiem. W trakcie wydarzenia dostrzegłem wójta gminy, pomysłodawcy targu Krzysztofa Wołosa, który – jak wielu mieszkańców – przyszedł na Wielkowiejski Targ po prostu zrobić zakupy. Ta wizyta została bardzo dobrze, naturalnie przyjęta przez wystawców i wystawczynie targowe. Ja sam przyjąłem ją jako dobry znak – że Targ spełnia swoją podstawową rolę. Tę najważniejszą: jest przydatny mieszkańcom i wspólnocie.
Pod namiotem rozmów zebraliśmy się w składzie godnym rozmowy o tym, co najważniejsze: dr Małgorzata Zdon-Korzeniowska – ekonomistka specjalizująca się w marketingu terytorialnym, Anna Sidorowicz – wystawczyni z sercem, prezes Andrzej Bukowczan – prezes Jurajskiej Izby Gospodarczej oraz szczególny głos tej rozmowy – Jerzy Witkowski, rolnik z Bębła, człowiek związany z ziemią od pokoleń, dziś już w szlachetnym wieku. Jego udział w rozmowie był dla mnie wielkim zaszczytem – jako wyraz zaufania i uznania dla pracy rolnika, profesji, którą uważam za jedną z najważniejszych ról, jakie człowiek może pełnić.
Pytanie nie brzmiało: co sprzedajemy? Ale: czy potrafimy jeszcze czuć więź z tym, kto nam coś daje? Bo jeśli nie – to nie kupujemy pomidora, tylko opakowanie. A to nie daje wspólnoty. Jerzy Witkowski powiedział to najprościej: „Nie wiem, komu to wszystko przekażę”. Miał na myśli wiedzę, doświadczenie, wrażliwość na rytm przyrody. Miał na myśli to, że dziś młodym ludziom trudniej pokochać ziemię, która nie daje szybkich efektów, tylko wymaga cierpliwości. Jak rozmowa. Jak więź. Jak coś, co powstaje z troski i pracy rąk.
Dr Małgorzata Zdon-Korzeniowska, prywatnie mama trójki dzieci, opowiedziała o zmianach w diecie i rosnącej świadomości zdrowego odżywiania: „Na najmłodszym dziecku widzę, jak zmienia się smak – kiedyś fan -niezdrowych, dziecięcych przekąsek, dziś sam mówi: – To nie smakuje jak nasze. Zaczęliśmy robić domowe lody, przetwory z ekologicznych upraw: dżemy, soki, syropy itp., od lat pieczemy chleb. To pokazuje, że smak naturalnych rzeczy można odzyskać – trzeba tylko dać sobie szansę, spróbować, wyjść z automatyzmu zakupowego”.
W rozmowie poruszono też problem braku sukcesorów i rynków zbytu dla rolników. Jerzy Witkowski, rolnik z Bębła, mówił szczerze: „Nie mam komu przekazać tego, co umiem. Młodzi nie chcą pracować w polu. A przecież ta ziemia nas żywi. Nie ma już mechanizmów bezpieczeństwa żywnościowego. Gdyby przyszły kryzysy – czy ktoś z miasta będzie wiedział, jak uprawiać ziemniaki?”. Pomyślałem wtedy, że chyba będziemy musieli zaorać i obsadzić ziemniakami Krakowskie Błonia. Choć ta myśl wywołała u mnie chwilowy uśmiech, była to jednak wizja, która usprawiedliwiała łzy – nie ze śmiechu, lecz te z niepokoju.
Prezes Bukowczan przywołał historię targów z Placu Wolnica, gdzie ludzie stali w kolejkach, obserwując jak powstaje produkt na ich oczach. „To było doświadczenie – widzieć, jak coś powstaje, czuć zapach, rozmawiać. Produkt zyskuje sens, gdy ma twarz – i wtedy nawet w plastikowym opakowaniu – ma duszę”.
Dr Zdon-Korzeniowska wprowadziła wątek badań rynkowych. „Segmentacja, poznanie grup odbiorców: kim są, skąd są, jakie mają potrzeby– to wszystko pozwala lepiej zrozumieć czego oczekują nasi klienci i lepiej wykreować odpowiadający im produkt. Rolą samorządu jest tworzyć klimat dla lokalnej przedsiębiorczości. Wielkowiejski Targ, to doskonałe rozwiązanie wspierające lokalnych przedsiębiorców poprzez zapewnienie im nie tylko miejsca dla sprzedaży własnych wyrobów, ale i miejsca integracji i poczucia przynależności do lokalnej wspólnoty. Kreowanie marki Targu może przyczynić się do wzmocnienia efektów działań promocyjnych wystawców, dla nabywców z kolei może być gwarantem jakości oferowanych tam produktów. Potrzeba jednak strategii promocji i konsekwentnej jej realizacji.”.
Zaproponowaliśmy eksperyment. Każdy z wystawców – przez dwa tygodnie – publikować będzie rolki, zdjęcia, opowieści. Zobaczymy, czy przełoży się to na widoczność i sprzedaż. To nie musi być profesjonalna kampania. To może być szczere zdanie, fotografia z pola, historia o tym, jak coś powstało.
Targ może być inkubatorem przedsiębiorczości. Tak mówiła Anna Sidorowicz: „Zaczynałam bez stołu. Teraz mogę korzystać z namiotu i zyskuję stałych klientów. Ale to dzięki temu, że ktoś mi dał miejsce, przestrzeń, zaufanie. Teraz możemy dawać to sobie nawzajem”.
Za dwa tygodnie spotkamy się znowu. Każdy przyniesie nie tylko swoje owoce i warzywa, oleje czy zakwasy, biżuterię i pomidory. Ale też pomysły. Bo Wielkowiejski Targ to nie tylko sprzedaż. Targ to najstarsza forma spotkania – głos, który coś waży. Jeśli my, tu, pod Krakowem, potrafimy stworzyć przestrzeń, gdzie rolnik, mama, człowiek nauki i prezes rozmawiają bez masek – to znaczy, że można. A to znaczy, że trzeba.
Nie ukrywam, że ten tekst chciałbym potraktować nie tylko jako głos wspierający rozwój naszej inicjatywy targowej, ale również jako zaproszenie do udziału dla wszystkich samorządowców z gminy Wielka Wieś. Zaproszenie szczególne kieruję do radnych, liderów całego powiatu Krakowskiego – by, tak jak wójt gminy, robili zwykłe zakupy domowe na Targu, ale też by – jeśli znajdą w sobie przestrzeń – przyjęli zaproszenie do głębszej refleksji i wsłuchania się w głosy uczestników tych rozmów. Te panele, choć powstają oddolnie i z potrzeby serca – bez szczególnego wsparcia instytucjonalnego – są przecież także okazją do lepszego rozumienia potrzeb lokalnej społeczności. I mogą – jeśli tylko zostaną dostrzeżone – stać się narzędziem rozwoju także dla samorządu.
Do zobaczenia na Targu. I w rozmowie.
Pojawienie się – to pierwszy krok. Nie ma wspólnoty bez obecności. Jak napisał Parker J. Palmer, pedagog i filozof: „Miejsce staje się wspólnotą, gdy ludzie pojawiają się w nim w pełni sobą”. Wierzę, że właśnie przez takie proste gesty: przyjście, rozmowę, zakupy – tworzymy miejsce, które ma sens.
PS: Wierzę, że to, co dzieje się wokół Wielkowiejskiego Targu – także w ramach rozmów i paneli takich jak ten – wpisuje się w szerszy nurt działań związanych z ideą Smart Villages i Suburbs in City. To nie tylko hasła, ale realna droga ku budowaniu świadomej, lokalnej wspólnoty, w której wieś i miasto nie stoją po przeciwnych stronach mapy, lecz razem szukają odpowiedzi na pytania o zdrowie, samowystarczalność i sens wspólnego działania.
Tekst, fot. Janusz Bończak