Koń zwierzęciem towarzyszącym!
Duma narodowa. Ułani na koniach, husaria na koniach, jak szlachcic polski to i koń obowiązkowo. A że w Polsce każdy jest od Kmicica, nawet jak nie jest to jest, to nasz koń to nasza duma narodowa. Więc w polskim malarstwie znajdziemy wiele koni. Miniatury, obrazy historyczne, wielkie bitwy i portrety wielkich świata tego – z koniem rzecz jasna.
Do tego dochodzą romantyczne opowiastki o miłości do konia, konia do człowieka, wizja sielanki i braterstwa. To, że za tym romantycznym obrazem idzie zranienie i śmierć konia na polu walki już nie widać. To mało romantyczny obrazek w którym trup człowieka i konia znaczył pole chwały. O pracy koni i to po dziś dzień też jakoś lepiej nic nie mówić. Skoro to taki nasz przyjaciel i symbol dumy narodowej, szlachecki, królewski wręcz, to o katowanych koniach, które dzień w dzień musiały i w wielu miejscach ciągle muszą pracować – lepiej milczeć.
Konie w cyrkach, najpierw tresowane/torturowane by potem przy wrzawie dźwięków dla nich za ostrych i bolesnych wykonywać sztuczki cyrkowe ku uciesze miłośników koni. Konie na rynku w Krakowie, wystrojone, w tłumie zachwyconych turystów, którzy koniecznie muszą przewieść swoje cztery litery i pokazać się w dorożce. Nie ma to jak zadać szyku. To, że jest upał, to że konie cierpią, są katowane, umierają, chorują od trudu pracy w upale – o tym też jakoś nikt nie mówi. Turyści są zainteresowani to się im opowiada o krakowskich dorożkach i o tym pięknie konia. Czasami koń padnie na płycie rynku, zrobi się skandal, jest jakoś tak nie miło. Ale potem i tak kolejni turyści, zarobek, wpływy dla miasta z podatków, więc konie stoją na rynku w Krakowie. Umierają ze zmęczenia i dalej są dumą, piękną widokówką z magicznego miasta królów polskich. Nic tylko płakać ze wzruszenia. Koń przecież jest naszą dumą narodową.
Konie pracujące na drodze do Morskiego Oka, co roku przewożące szczęśliwych turystów. Ot taki miły wypad w góry i do tego taka atrakcja. Na wozie, całą roześmianą ekipą, koń taki ładny, sprawny, tyle radości dla dzieci, tyle wspomnień, fotek, selfi na facebooka. Więc konie umierają ze zmęczenia, w upale, w gwarze ludzkich rozmów, przekrzykiwania się, muzyki, dźwięków dla ludzi ale nie dla konia. Tylko, że kto by się tam przejmował, koń ma być i już, taka tradycja. Są pieniądze, są turyści to nie ma problemu. Konie to tylko zwierzęta, a te przecież są dla człowieka. Mentalność rodem z piekła, ciągle aktualna w XXI wieku.
Na uliczkach przy rynku w Krakowie stoją konie. Jest upał, a im w cieniu niby lepiej się stoi. Kolejny sezon. Niby są przepisy, niby są zakazy pracy koni w wysokich temperaturach, ale w uchwale radnych jak konie stoją w cieniu, a nie na samym rynku w słońcu to już jest humanitarnie. Ale przecież po okresie zamknięcia w domach, gdy już wszyscy uznali, że trzeba po pandemii odreagować, wszyscy chcą się bawić, przeżyć przygodę, poczuć się wolnymi. Więc konie stoją, bo mają stać, bo taka jest tradycja. Człowiek chce i tak ma być, człowiek ma takie potrzeby to trzeba je spełnić, człowiek potrzebuje to jego potrzeby stawiane są na pierwszym miejscu. Bez negocjacji, bez zastanawiania się jakim kosztem.
Koń, duma narodowa, symbol krakowskiego rynku, ciągle narażony jest na utratę zdrowia, jego dobrostan został zaniedbany tylko po to, by człowiek miał chwilę przyjemności.
Na koniec, gdy już ten piękny koń, magiczny koń, zestarzeje się, lub będzie na tyle schorowany by nie móc służyć ludziom spotka go los, jaki spotykał zawsze tych, którzy się nie liczą, tych, których tak naprawdę dla nas nie ma. Jedna droga, ostatnia, równie męcząca i pełna zapomnienia. Rzeźnia czeka. Kabanoski ludzie też lubią zjeść. Najlepiej pakując się do dorożki z nowym, młodym koniem, który tak pięknie wygląda.
Ale przecież człowiekowi się należy prawda?… więc konie ciągle w zaprzęgu… jest tak magicznie…
Tekst dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek, fot., grafika Janusz Bończak
Dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek, wykładowczyni w Instytucie Filozofii UJ. Zajmuje się filozofią kultury i filozofią współczesności. Od 2013 roku organizuje cykl wykładów i spotkań poświęconych różnym formom dyskryminacji społecznych „Kultura wykluczenia?”. Współredaktorka kwartalnika popularnonaukowego „Racje”, członkini Towarzystwa Humanistycznego, Akademickiego Stowarzyszenia przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, Kongresu Świeckości, członkini rady głównej Kongresu Kobiet. Z kotką na kolanach pisze filozoficznego bloga
Szanowni Państwo,
My niżej podpisani zwracamy się do Państwa z prośbą o poparcie naszego postulatu dotyczącego zmiany statusu prawnego żyjących wśród nas koni. Konie od wieków dzieliły z nami historię. Historię związaną z dramatycznymi wydarzeniami, jak wojny, podczas których ginęły równie licznie jak ludzie. Służyły człowiekowi swoją ciężką i mozolną pracą, zdobywały laury w sporcie.
Dla wielu koń był i jest towarzyszem, przyjacielem, bliską istotą jak pies albo kot. Konie zostały udomowione około 3000 lat przed naszą erą. Wrażliwość na los zwierząt jest ponad podziałami, nie zależy od światopoglądu dlatego liczymy na wsparcie wszystkich nieobojętnych. Wydaje się więc oczywiste, że zapracowały poprzez te 5000 lat na uznanie ich zwierzętami nam towarzyszącymi, a nie rzeźnymi.
Koń zwierzęciem domowym a nie pociągowym
Wspieraj Istotę – wpłać datek. Ogłoś się na łamach naszej strony.