Płeć przemocy

Spread the love

Czy przemoc ma płeć? Oczywiście, że nie. Oczywiście, że zarówno kobieta jak i mężczyzna mogą być przemocowi, agresywni, czy stosować różne technik uprzedmiotowienia oraz zawłaszczenia drugiego człowieka. Tu w pełni zgodzę się z moją miłą koleżanką z Istotowego podwórka. Racja, wszelkie skrajności są niebezpieczne. Też zgoda. Osobiście nie lubię skrajności i wolę równowagę. Ale.

Nim jednak całkiem skrytykujemy stwierdzenie, że „przemoc ma płeć” zwróćmy uwagę na jedno: uwarunkowania kulturowe. Fakt, że statystyki przemocy domowej we współczesnym, sfeminizowanym świecie są tak wysokie i ponad osiemdziesiąt procent sprawców przemocy domowej to mężczyźni zmusza do głębszej analizy jak to jest możliwe? Zwłaszcza w XXI wieku, w Europie, gdzie od XIX wieku sufrażystki i sufrażyści wywalczyli kobietom wiele praw i równość społeczną. Jak to jest możliwe w świecie, gdzie mężczyźni angażują się w protesty o prawa kobiet, gdzie wraz z kobietami walczą z przejawami dyskryminacji i nierówności? Gdy popatrzeć na czarne marsze, manifę, czy Protest Kobiet, za każdym razem zobaczymy panów idących ramię w ramię z paniami by wesprzeć ich sprawę. Więc jak to jest możliwe?

Trzeba zatem zajrzeć w głąb kulturowych wzorców. A te ciągle są niesymetryczne i niszczące same kobiety. Po pierwsze wychowanie. To nie jest tak, że chłopiec dowiaduje się, iż jest płcią przemocową i potem nurzając się w kompleksach zaczyna bić koleżanki by odreagować frustrację. Problem w tym, że w szkołach chłopiec nadal nic się nie dowiaduje. Szkoła na żadnym etapie nie bierze na serio edukacji antyprzemocowej. W zamian dzieciom wtłacza się już w lekturach szkolnych fałszywy mit rycerskości, ofiarności i walki za ojczyznę. A więc walka jest super, wojna jest ok. W muzeach historycznych można wejść do czołgu lub samolotu, popatrzeć na broń, przymierzyć zbroję. W rocznicę starć militarnych organizowane są historyczne spektakle, w których odgrywa się dawne wydarzenia. Ponownie młody człowiek dowiaduje się, że przemoc jest super, fajnie się bawi w wojenkę. O ofiarach, o gwałtach i torturach historyczne przekazy milczą. W lekturach szkolnych nadal karmi się młodych ludzi „zemstą na wroga mimo Boga” a herstorie ofiar nawet nie weszły na listę lektur rezerwowych.

W szkołach, tak samo w życiu codziennym, nikt nie reaguje na przemocowy język. Wulgaryzmy, obelżywe zwracanie się do drugiej osoby bardzo często albo jest nie zauważane, albo jest traktowane jako nieistotny incydent. Brak rzetelnej edukacji seksualnej młodzież nadrabia dostępną w sieci pornografią, od razu ucząc się jednego: skrajnie szowinistycznego punktu widzenia seksu. A więc kobieta jest „używaną rzeczą”, podporządkowaną mężczyźnie i spełniającą jego zachcianki.

Do tego dochodzi religijny przekaz, ciągle tkwiący w myśleniu o powołaniu kobiety do macierzyństwa i roli służebnej. I chociaż współcześnie wielu młodych ludzi nie chce chodzić na lekcję religii, to jednak spore grono zmuszane jest przez rodziców i środowisko by w tych zajęciach uczestniczyć. Co gorsza można znaleźć hierarchów kościelnych siejących nienawiść z ambon czego najbardziej patologicznym przykładem jest biskup Jędraszewwski, który jeśli tylko nie opowiada o złym genderze, ideologii LGBT, ekologiźmie, to walczy z Julkami. Ksiądz Michał Woźnicki z Poznania mówiący o artystkach „stare próchna” dopełnia tylko obrazu braku szacunku i przedmiotowego traktowania kobiet w polskim Kościele (na szczęście pojawia się inna tendencja w Kościele poza Polską, a papież Franciszek ewidentnie forsuje lewicową wizję teologii).

Kulturowy przekaz ma stygmatyzujący charakter. Dojście do głosu radykałów prawicowych, tradycjonalistów – na całym świecie – tylko umacnia nierówności społeczne. Kiedyś Korwin Mikke krzyczący, że baba to baba i że kobiety zawsze trochę się gwałci stanowił „śmieszną” aberrację polityczną, dzisiaj wielu polityków z rozbawieniem patrzy na kobiety (sławetna rozmowa o gwałcie młodych polityków Konfederacji). Do tego pojawiają się takie ruchy społeczne jak ruch inceli (jawnie chwalący przemoc wobec kobiet), czy tradwive szczycące się tym, że służą niczym niewolnice swemu panu-mężowi, a inne, wyzwolone kobiety to głupie suki. W XXI wieku ciągle jeszcze w kulturze Zachodu znajdziemy pełno narracji przemocowych i antykobiecych, wypełniających internet i świadomość ludzi.

Pracując w Centrum Praw Kobiet nauczyłam się jednego: przemoc często jest po prostu niezauważana. Kobieta która nie ma zrobionej obdukcji, po której nie widać, że została pobita, której dziecko co dziennie jest w szkole, a mąż wraca po pracy do domu przywożąc zakupy nie ma prawa się skarżyć na przemoc. W sądzie, na policji, od razu usłyszy: jak to? Czy wie Pani co Pani robi? Dlaczego dopiero teraz, dlaczego po dwudziestu latach małżeństwa? A gdzie dowody? Co się takiego stało, że nagle się Pani skarży? Wiele osób (często też same Panie) nie uważa, by krzyk, szarpanie, popychanie było przemocą. Wyzwiska, kopanie, przyduszanie, tak samo jak przemoc finansowa czy agresja słowna są bagatelizowane czy nie brane pod uwagę jako przemoc. W wielu wypadkach nawet przemoc fizyczną trudno udowodnić, gdy kobieta całe lata kryła siniaki, nie zgłaszała sprawy na policję, nie założyła niebieskiej karty mężowi.

Do tego wszystkiego przychodzi ciche pobłażanie ze strony środowiska. To mężczyzna ma powody, więc ma prawo do odreagowania. Pijany ojciec to tylko wyskok po przepracowanym tygodniu. Pijana matka to rzecz straszna i haniebna. Ciągle w Polsce zgwałcona kobieta przechodzi przez piekło przesłuchań i rozprawy sądowej, by na koniec jej gwałciciel czy gwałciciele doczekał się minimalnego wyroku. Ciągle organizacje prokobiece nie mają budżetowego wsparcia państwa. Krzyki za ścianą u sąsiadów, to ich prywatna sprawa. Siniaki u koleżanki to nie jest temat do rozmowy. Żona powracająca do męża który ją bije, to idiotka, dla wielu od razu pojawia się pytanie, dlaczego do niego wraca? Może jednak to lubi? I właśnie to przekonanie, że ona pewnie to lubi, że pewnie jest im jednak dobrze skoro ona to wytrzymuje jest najgorszym naszym błędem.

Statystyki, te ponad osiemdziesiąt procent przemocy wobec kobiet, nie mogą zostać zbagatelizowane, nie można tak szybko się po nich prześliznąć a potem mówić, że przemoc nie ma płci. Problem z przemocą wobec kobiet, z kulturą gwałtu wiąże się właśnie z tym, że bagatelizujemy i łagodzimy jej przyczyny. Właściwą i jedyną reakcją na krzyki za ścianą, siniaki koleżanki z pracy, czy ucieczki sąsiadki z domu w nocy jest telefon na policję. My jednak uprzejmie nie zauważamy i bagatelizujemy sprawę. Naszym ukochanym małym chłopcom pozwalamy bawić się żołnierzykami i wojenką, pistoleciki i mieczyki są jak najbardziej zabawkami na miejscu. Brak warsztatów antyprzemocowych w szkole traktujemy jako zerowy problem.

W XXI wieku, pomimo tylu zmian i tylu feministów ciągle mamy bardzo dużo do zrobienia. Dlatego nie wolno nam bagatelizować statystyki i wychowania, procedur prawnych i faktu, że kobieta, właśnie kobieta, wobec przemocy pozostaje sama. I to ona przy rozwodzie dźwiga ciężar odebrania dzieciom ojca, czy powrotu do normalnego życia po latach spędzonych w terrorze i przemocy. Co gorsza w czasach pandemii przemoc i problem narasta.
Tekst dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek

Dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek

Dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek, wykładowczyni w Instytucie Filozofii UJ. Zajmuje się filozofią kultury i filozofią współczesności. Od 2013 roku organizuje cykl wykładów i spotkań poświęconych różnym formom dyskryminacji społecznych „Kultura wykluczenia?”. Współredaktorka kwartalnika popularnonaukowego „Racje”, członkini Towarzystwa Humanistycznego, Akademickiego Stowarzyszenia przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, Kongresu Świeckości, członkini rady głównej Kongresu Kobiet. Z kotką na kolanach pisze filozoficznego bloga

Wspieraj Istotę – wpłać datek. Ogłoś się na łamach naszej strony.

Tekst napisany w odpowiedzi do artykułu p. Julii Bochenek