Dzień dobry, nazywam się…

Spread the love

Dzień dobry, nazywam się Marta. Nikt o tym nie wie, ale chciałam się przedstawić. Kim jestem? Twoim mlekiem. Nie wiesz, że pijesz właśnie mój pokarm. Moje mleko nie jest dla ciebie, nie chcę ci go oddawać, jest mojego dziecka. Mam nadzieję, że kiedyś zobaczę wszystkie moje córki i synów. Teraz tylko proszę o jedno, niech mnie choć na godzinę stąd wypuszczą. Tu jest tak ciasno, tak strasznie, bolą mnie piersi, boli mnie ciało. Może jakbym mogła choć raz w moim życiu iść na spacer to byłoby mi lżej? Iść na spacer, takie mam życzenie.

Witam. Nazywam się Wiesia. Chociaż wszyscy dookoła nazywają mnie Sylwia, ale ja wolę Wiesia. Kim jestem? Twoimi jajkami. Nie wiesz pewnie nic o mnie, więc chciałam chociaż powiedzieć ci moje imię, to prawdziwe. Oczywiście nie zapamiętasz, nas jest tu miliony. Siedzę obok Agaty, Krystyny, Matyldy, Angeliki, a nade mną i dookoła mnie kłębią się pozostałe dziewczyny. Nawet nie umiem ich dostrzec, tylko ciągle je słyszę, czuję ich mocz, ich zapach. Moje życzenia na święta? Nie wiem, nie umiem sobie niczego już wyobrażać. Jak byłam młodsza to marzyłam o wyprostowanych skrzydłach, o lataniu, o niebie. Teraz nie wiem co miałam na myśli, przecież nie widziałam nieba, nie widziałam mamy, ani rodzeństwa. Nic nie wiem. Może chciałabym wiedzieć coś o nich? Ale nie umiem już mieć marzeń, więc morze to jest moje życzenie? Tak sobie pomarzyć?

Cześć! Nazywam się Leon. Witamy się codziennie, zawsze próbuję do każdego zagadać, ale moja ukochana o to się wścieka. Moja mama chybia nie rozumie, że ja się tylko witam. Od razu zrzędzi, że hałasuję. Bardzo kocham moją mamę, tylko ona nic nie rozumie, że szampon szczypie w oczy, że perfumy drażnią, że czasami chce mi się bardzo sikać w nocy, że tak mi okropnie ciężko się oddycha. Nie znam chwili bym się nie dusił i o tym marzę. Marzę by całując mnie w moją jak to ona mówi „słodką, dzieciaczkową mordkę mopsika-pysika” zrozumiała, że mi czasami jest aż słabo od tego wszystkiego. Nie mogę oddychać. Całe życie walczę o oddech. Więc moje życzenia: mamo pomóż mi, może potrafisz coś zrobić bym normalnie oddychał?

Hej, hej, to ja jestem Ibis. Nie ma takiego imienia? Ależ wy ludzie jesteście upierdliwi. Nic wam się nie podoba i myślicie w schemacie. Może dlatego, że zawsze jesteście na ziemi, przyklejeni do swoich spraw. Moje życzenia na święta? Może żebyście dali mi żyć? Nie wiem, tego jest tyle. To tak w skrócie mała lista życzeń: nie przeganiacie mnie gdy zimą siedzę na waszym balkonie, przecież go nie zjem! Nie rzucajcie zatrutego ziarna, mój przyjaciel kończył się trzy dni w mękach, na dachu, sam jeden. Nikt z nas nie miał serca do niego podlecieć. Nie szczujcie na nas dzieci, to wcale nie jest fajne jak się dzieciaki chcą z nami pobawić. Nie jestem zabawką, jestem Ibis, gołąb Krakowski! Zostawcie czasami w lato trochę wody na podwórkach. Czasami to kręci mi się w głowie nim coś znajdę do picia. I dajcie nam żyć. Uważam, że jestem całkiem zgrabny gość i mam głos, wręcz operowy, jak zaczynam śpiewać to wszystkie dziewczyny lecą na mój dach. Więc dajcie mi żyć. Tylko tyle.

– Nie chce mi się gadać. Nie witam się. Nie wiem jak mam na imię. Nic nie powiem. Nie mogę wstać, od roku moje ciało tak się otłuściło, że klatka wrzyna mi się w brzuch i boki. Boli mnie skóra. Mam odleżyny. Życzenia to ja miałam, jak zabierali moje małe. Najpierw jeszcze miałam Monie, Manie, Mercie i Milcie obok siebie. Tak się ucieszyłam, cztery dorodne dziewczynki i dwóch ślicznych chłopaczków Julik i Jalik. Ale wzięli. Nikt nawet na mnie nie popatrzył jak mi je brali. Nikt nawet się nie zawahał. Dzieci płakały a mnie na brzuch docisnęli klatkę. Śmiali się, że świnia to świnia, więc zawsze kwiczy. Nie wiem o co z tym kwiczeniem chodzi. Płakałam. W zasadzie to płaczę do dziś. Nic mi się nie chce. Nie mam życzeń. Nie mam już żadnych życzeń, zabrali mi je. A miały takie piękne oczka, takie śliczne nóżki, ogonki, takie śliczne pupcie. Tak bym je tuliła, myła, karmiła, tak bym je bawiła do snu. Ale już nie ma. Nie ma żadnych moich marzeń.

– Hej cześć brachu idę do piachu. Wszyscy się napier*alają, że ode mnie wali, ale ja się nie cykam, jak chcę pogadać to idę i merdam. A tu zawsze to samo. Więc sobie tak latałem, biegałem, a teraz czapa. Złapali i wyrok za włóczęgostwo. Dali mi jeszcze szasnę, jak się kto znajdzie to weźmie merdacza, a jak nie to czapa. Więc se czekam. Jestem chłopak mocny i w gębie i łapach. Dlatego wiem, nikt się nie znajdzie, wali mi z mordy i młody też nie jestem, generalnie to ze mnie łachudra. W młodości przewaliłem sprawę, zwiałem i jeszcze podpier*oliłem buty takiemu jednemu frajerowi. A potem to już ulica, tam ukradniesz, tam wpadniesz, tam się zamelinujesz, aż złapali. No i tyle. Jakie mam życzenia? Być rasowym? To może wtedy nie byłbym taką szmatą? No i siup. Już przyszli po mnie. Idę do piachu. Nawet za bardzo się nie boję. Tak już mam. Ja się niczego nie boję. Mam za swoje.

– Dzień dobry. Bardzo przepraszam. Ogromnie przepraszam. To już ta pora. Nazywam się Augusta. Przepraszam. Moje marzenia, biec, po prostu biec. Moje życzenia biec, po prostu biec. Przepraszam nic innego nie wymyślę. Uwielbiam wcisnąć się w mój ogon, to moja chluba, wszyscy dookoła mówią, że jestem najpiękniejsza. Uwielbiam jak na mnie paczą, podziwiają. I boję się, nie wiem dlaczego ale cały czas się boję. Zwłaszcza jak przychodzicie wy ludzie. Niby dacie jedzenie, ale tak jakoś patrzycie. Nazywam się Augusta. Nie wiem dlaczego ale jest to dla mnie ważne, jak mój ogon, jak ciepło mojej siostry, która cały czas obok mnie siedzi i czeka. Nie wiem na co ona czeka, ale mówi, że się coś stanie. Przepraszam, bardzo przepraszam, mówię bezładnie. Więc moje marzenie biec, nigdy nie biegłam, praktycznie nie chodzę, ale tak sobie myślę, że to jest to, co mi sprawi radość. Biec.

– Dzień dobry. Nazywam się Niunia. Mam listę życzeń, niech mama nie wyjeżdża, nie wychodzi do pracy, niech nie daje mi karmy z łososiem bo tej wyjątkowo nie lubię, niech nie krzyczy jak mi się zdarzy nasikać na łóżko, i na dywan, nie wiem jak to się dzieje, ale tak mi się czasami nasika. I niech siedzi ze mną. A i jeszcze jedno, chciałabym się dowiedzieć co się stało z moją kocią mamą. Pamiętam tylko, że mnie niosła. Strasznie dyszała, jęczała. Potem upadła. Powiedziała że nie da rady, że nas zabiją i mnie wepchała w te krzaki gdzie znalazła mnie moja ludzka mama. Nie wiem co się stało z moją mamą. Czasami tylko mi się śni, że krzyczą, a ona ucieka, że się śmieją a ona drży, czasami jeszcze mi się śni, jak mnie podrzucają. Nie chce tych snów. Wracają okropnie. Czasami męczą co noc. I wtedy widzę jak moja kocia mama upada. Nie chcę, nie mogę. Niech czas się zatrzyma.
Tekst dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek

Dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek

Dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek, wykładowczyni w Instytucie Filozofii UJ. Zajmuje się filozofią kultury i filozofią współczesności. Od 2013 roku organizuje cykl wykładów i spotkań poświęconych różnym formom dyskryminacji społecznych „Kultura wykluczenia?”. Współredaktorka kwartalnika popularnonaukowego „Racje”, członkini Towarzystwa Humanistycznego, Akademickiego Stowarzyszenia przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, Kongresu Świeckości, członkini rady głównej Kongresu Kobiet. Z kotką na kolanach pisze filozoficznego bloga https://handerekjoanna.wordpress.com

Wspieraj Istotę – wpłać datek. Ogłoś się na łamach naszej strony.