Prawa kobiet to prawa wszystkich uciskanych

Karolina Kuszlewicz napisała bardzo ważny tekst o walce kobiet, która nie może skończyć się tylko ich sprawą. Walka o prawa kobiety ma stać się walką o przedstawicielki innych gatunków. I jest to bardzo ważna sprawa, ten głos nie może nam minąć nie zauważony. Walka o prawa kobiet sięga bowiem o wiele dalej i głębiej niż może nam się wydawać. Tu nie chodzi o sam feminizm, prawa reprodukcyjne czy koszmar kobiety skazanej na urodzenie dziecka po to by cierpiało kilka godzin swego życia. Walka o prawa kobiet to walka o równość, prawdziwą, realną równość.
Idea równości może wydawać się utopią, kto silniejszy ten ma rację, istoty żyjące z natury nie są równe, jedne posiadają więcej możliwości i kwalifikacji niż pozostałe. To nie jest jednak żaden argument. Jeszcze nie tak dawno temu nikt nie pytał człowieka czy chce się poddać leczeniu, szaleńców, histeryczki poddawano różnego rodzaju terapiom i nikt się nie dziwił, że pacjent/pacjentka znikali za drzwiami zakładu psychiatrycznego. Jeszcze nie tak dawno dziecko było bite w imię pedagogicznej lekcji „wyprowadzenia na człowieka”, jeszcze nie tak dawno temu człowiek urodzony na wsi razem z tą wsią był sprzedawany innemu właścicielowi ziemskiemu. To że nie jesteśmy równi, ani tacy sami nie jest żadnym argumentem. To że jesteśmy różni i mamy różne kwalifikacje nie przekłada się na żadne możliwości lepszego czy gorszego traktowania.
Tak naprawdę równość jest dojrzałością społeczną pozwalającą nam dostrzec tych wszystkich, których tradycyjnie nie dostrzegaliśmy. Od XVIII stulecia kobiety konsekwentnie walczą o swe prawa rozszerzając pole wolności. Ruchy kobiece nie raz łączyły się z ruchami abolicjonistycznymi, a niejedna sufrażystka walczyła z rasizmem i niewolnictwem. Równość jest dojrzałością społeczną, widząc krzywdę jednej grupy można dostrzec krzywdę innych. Ekofeminizm jest naturalną konsekwencją feminizmu, wyrósł z tego samego sprzeciwu wobec zniewolenia. Nieważne bowiem kto cierpi, ważne, że jest poszkodowaną istotą, której trzeba pomóc ponieważ sam system społeczny skazuje ofiary na cierpienie.

Karolina Kuszlewicz ma rację, nie możemy czekać. Nie ma co odkładać ani oddzielać walki o prawa kobiet wobec walki o prawa zwierząt. Krowy poddawane sztucznej inseminacji, kury zamykane w ciasnych klatkach, samice innych gatunków taktowane jak rzecz – są przejawem tego samego patriarchalnego, opresyjnego społeczeństwa. Krzywda kobiet i krzywda zwierząt wyrasta z tego samego uprzedmiotowiającego nastawienie do wszystkiego co inne. W opresyjnych, męskocentryczny narracjach panuje przemoc wobec istot zakwalifikowanych jako niższych, gorszych. Zostaje utworzona figura kobiety-matki, kury-nioski, krowy mlecznej. Na jednej narracji przemocy, w jednym geście tej samej obojętności. Założenie, że to naturalne dla kobiety być matką, a dla krowy być mleczną stanowi dwa aspekty tego samego – ślepoty wobec cierpienia. W tym paradygmacie uprzedmiotowienia „człowiek brzmi dumnie” z jednym zastrzeżeniem, że człowiek jest białym, heteroseksualnym mężczyzną. Kobieta, samica, zwierzę, to, co pozamęskie nie liczy się, nie brzmi dumnie, i nie jest warte jakiegokolwiek starania.
Walka o prawa kobiet to walka o równość, tę fundamentalną, prawdziwą, realną. To walka o dostrzeżenie praw, nawet tych których nie ma w naszej świadomości, skrytych za swoimi mężami, za mitami kulturowymi, w domach, hodowlach przemysłowych, skrytych w naszej niechęci by dostrzec cierpienie.
Walka o prawa kobiet to walka o prawa wszystkich uciskanych.
Tekst dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek, fot. Janusz Bończak „Istota”.
Wspieraj Istotę – wpłać datek. Ogłoś się na łamach naszej strony.
(Red. Wspomniany w artykule tekst: https://www.facebook.com/karolina.kuszlewicz/posts/10221312545875960)