Pisklaki od Reptilian
(Opowiadanie 8.)
[Historie obecności]
– Uważaj na te ciastka, które tutaj serwują – powiedział ktoś tuż obok mnie.
Musiałem się lekko odwrócić – żeby sprawdzić, czy to do mnie. Obok siedziała para – byli również zaproszeni na firmowe spotkanie. Chyba kojarzyłem ich z korytarzy – z poprzednich dni.
Nowa praca – nic nadzwyczajnego. Przeprowadzka do innego miasta. Tak to już bywa – los czasem podpowiada ścieżki, których wcześniej nie planowaliśmy. Nie narzekam. Było ciekawie, a podwyżka – choć nie taka, jaką sobie wyobrażałem – zawsze lepsza niż nic. Jak to się mówi… lepszy gołąb w garści, niż coś tam na dachu. Nigdy nie pamiętam, jak to dokładnie było.
Siedzimy więc na firmowej integracji. Spora sala, dużo ludzi. I rzeczywiście – głos był skierowany do mnie. Głos kobiety.
Ciemnogranatowa sukienka, buty z obcasem – ale nie szpilki (dobrze, szpilki są niezdrowe) – czarne, ze złotymi obramowaniami. Broszka, bursztynowy wisiorek w złotej oprawie. Krótkie włosy, wyraziste brwi, ciemna szminka. Szyk urzędniczy. Ładny. Profesjonalny.
– Słucham? – zapytałem. – Ciastka? Co z nimi?
– Nic… Tak tylko mówię – odparła, jakby od niechcenia. – Żebyś zwrócił na nie uwagę. One, wiesz… nie wiadomo, gdzie są produkowane. Nie da się sprawdzić, kto je piecze. A najważniejsze – nie wiemy, czy ktoś czegoś do nich nie dorzucił.
Uśmiechnąłem się. Pomyślałem – żart.
– Chodzi ci o to, że mogą być… zatrute?
– Nie aż tak – odpowiedziała. Ściszyła głos. – Są substancje, którymi można stymulować mózgi. Albo je… kontrolować.
Zrobiłem się czujny. Chyba rozszerzyły mi się źrenice – bo od razu zaczęła mówić dalej, jakby czekała tylko na mój cień zainteresowania.
– Tutaj szefostwu bardzo zależy na wysokich wynikach. Mówię ci to, bo jesteś nowy. Ale nie mów nikomu, że cię ostrzegałam.
– Aha… – bąknąłem.
Przez chwilę milczeliśmy. Muzyka i gwar na sali narastały.
– Trzeba uważać – ciągnęła – bo na świecie dzieją się rzeczy, o których nie mamy pojęcia.
– Na przykład?
– No na przykład – wiesz, że smugi za samolotami to nie para wodna? To chemikalia, którymi kontroluje się pogodę, populację i naszą świadomość.
– Mhm…
– Tak samo z tymi ciastkami. Nie jedz. Ale też nie odmawiaj. Weź, schowaj, wyrzucisz później – ale nie tu. W budynku jest monitoring. Rejestrują wszystko.
Zaczynałem być naprawdę zdziwiony.
Wtedy do rozmowy dołączył jej towarzysz. Ciemna marynarka, ciemna koszula, duży modny zegarek, fryzura jak z katalogu. Zadbane dłonie. Widać, że pracuje z klientami.
– Chemia jest wszędzie – powiedział. – I jest dystrybuowana systemowo.
Ona mówiła dalej:
– Szczepionki.
– Co szczepionki? – powtórzyłem.
– Ja się nie szczepiłem – powiedział.
– Ja też nie – dodała. – One powodują autyzm. A przy kolejnej epidemii? Włączą coś i ci zaszczepieni… zombi!
– Ty się szczepiłeś? – zapytali.
– Tak.
Zapadła cisza. Byli wyraźnie zawiedzeni.
– No to musisz szczególnie uważać.
Nie uśmiechnęli się. Pomyślałem, że to jednak nie żartownisie z księgowości.
– Nic. Będę uważał – odpowiedziałem. Co miałem powiedzieć? Zaprzeczyć? Pewnie i tak mieli gotowe kontrargumenty – niezależnie od sensu.
Nie wytrzymałem:
– Ale kto właściwie za tym stoi?
Zobaczyłem, jak ich twarze rozświetla coś dziwnego. Tajna energia.
– No jak to kto? – przysunęli się bliżej. – Przecież to oczywiste. Choć ukrywane.
I wtedy padło:
– Ziemia jest pusta w środku. W jej wnętrzu żyją cywilizacje. Atlantyda. Aryjskie geny. Biegunowe przejścia. Hollow Earth – nie słyszałeś?
– A do tego… – dodała ona – Reptilianie.
– Elity to jaszczury z kosmosu. Królowie, prezydenci, bankierzy.
Chyba miałem dziwny wyraz twarzy. Nie chciałem wiedzieć, jak wyglądałem…
– Ale to hipotezy… – wyjąkałem. – Nauka tego nie potwierdza.
– Jaka nauka? – prychnęła. – Nauka to fikcja. Tak samo jak lądowanie na Księżycu. Przecież to wszystko kręcił Kubrick w studiu.
– Widziałeś kiedyś krzywiznę Ziemi? Prawdziwi naukowcy mówią, że jest płaska – naskoczyli oboje na mnie.
– A Kopernik to produkt propagandy – mówili dalej.
– Tych z góry? – zapytałem.
– Wiadomo, że nie tych z dołu. Ci z dołu, by przecież pospadali.
Wszystko po to – żeby nami sterować. Żeby ukryć, że jesteśmy potomkami Atlantów – podsumowali.
– Twój mózg… – mówiła – potrafi wszystko. Może stworzyć rzeczywistość jak zderzacz Hadronów. Przemieniać ołów w złoto. No, tam tak naprawdę, produkują złoto… Ci bankowcy.
– Możemy przechodzić przez ściany. – żachnęła się – Ogarniać czwarty wymiar, ten przestrzenny, i w sumie czasowy też…
– To dlaczego tego nie robimy? – zapytałem szczerze.
Spojrzeli po sobie.
– No widzisz? Zaczynasz kumać. – Bo oni nas blokują.
– Szczepionki.
– Smugi.
– 5G.
– Nadajniki są wszędzie. Boją się nas. Chcą wprowadzić Nowy Porządek Świata.
– Kto?
– Ciszej… mów. Masoni. Iluminaci. Banki.
– Banki?
– Tak, bankowcy z byłym premierem, bankowcem, no z… Morawieckim.
– Słyszeliśmy, że jesteś weganinem.
– Tak.
– Oni są okej – powiedzieli. – Tylko, że też są sterowani. Tak – by chronić zwierzęta. Ale przecież to oczywiste…
– Zwierzęta cierpią – dopowiedziałem. – Dlatego staramy się być ich głosem.
– Nie, nie! One nie czują bólu – zgodnie odpowiedzieli.
– One są… szpiegami.
– Gołębie, delfiny, koty. Wszystko drony. CIA. Maszyny. A najbardziej chodzi o pisklaki kurcząt. Oni chcą wiedzieć o nas wszystko, co mówimy przy stołach. Dlatego władowali nam kurczaczki do wielkanocnych koszyczków. Wszystko przez nie wiedzą. To nadajniki.
– Wiesz – dodał – nie wszystkie, bo od razu, by się wydało. Ale co jakiś czas pakują nam takie kurczaczki. I wiesz – statystycznie dodają, odejmują – i mają wszystkie wyniki. Jak w wyborach. One też są sfałszowane.
– To Kościół też jest w to zamieszany?
– Jasne. Wiadomo. Papież nie jest z Ziemi. To chyba samo z siebie wynika. Królestwo niebieskie przecież nie jest z tego świata. Kościół nawet nie ukrywa, że to humanoidalne gady i Iluminaci.
– Aha… pisklaki, kurczaczki – powtórzyłem.
– Tak, zdecydowanie. Nasze organizacje terenowe we Francji domagają się zakazania maceracji piskląt – tego, co na fermach niosek uznaje się za odpad. Chodzi o mielone żywcem kurczęta płci męskiej.
– Dlaczego? – zapytałem skołowany.
– Bo oni ich nie mielą – tylko przerabiają na nadajniki. Rocznie to 37 milionów piskląt płci męskiej. Niby odpady – a faktycznie tyle nadajników. Jeden na każdego Polaka, Polkę i ich dzieci – by było, ma się rozumieć.
– Aha…
I naprawdę nie wiedziałem, czy to już happening – czy apokalipsa w wersji korporacyjnej…i jeszcze: Fioletowe krowy, prosięta które dają mięso, Mleko prosto od krowy, to może zwierząt też już nie ma, ani ich cierpienia – To tak sobie, to wszystko tłumaczą…
Tekst, rysunek Janusz Bończak
Manifest Wegański punkt – 8. Nie zgadzamy się na manipulacje, które odbierają zwierzętom ich godność i prawa.
Kolejne opowiadanie: 20 lipca w niedzielę o godzinie 8:00