Czas na powrót szkół branżowych – esej z Giebułtowa
Na Targi Pracy w Giebułtowie zostałem zaproszony jako koordynator Wielkowiejskiego Targu – wydarzenia, którego tegoroczna edycja poświęcona jest przedsiębiorczości i innowacjom. Zaproszenie do udziału w rozmowach i przeprowadzenia wywiadów z uczestnikami targów było dla mnie okazją nie tylko do zebrania głosów lokalnego środowiska, ale też do pogłębienia wiedzy o rzeczywistych potrzebach i nadziejach, jakie wiążą się dziś z branżowym szkolnictwem. Wierzę, że właśnie tu – w bezpośredniej rozmowie, w lokalnej współpracy – rodzą się przyszłe modele edukacji i zatrudnienia, których Polska bardzo potrzebuje.
W ostatni piątek 30 maja w murach Zespołu Szkół im. Wincentego Witosa w Giebułtowie – popularnie nazywanej Witosówką – odbyło się wydarzenie wyjątkowe w skali powiatu: I Branżowo-Edukacyjne Targi Pracy, połączone z Dniem Otwartym szkoły oraz Rajdem Pszczelarsko-Zielarskim o Puchar Podkowca. Inicjatywa, która połączyła lokalnych przedsiębiorców, instytucje edukacyjne i młodzież, stała się nie tylko okazją do zapoznania się z ofertami pracy i praktyk, ale przede wszystkim – do spotkania. Spotkania ludzi, doświadczeń, wizji przyszłości.
Przez lata szkoły zawodowe w Polsce cieszyły się złą sławą. Dla wielu były synonimem porażki – wyborem dla tych, którym się „nie powiodło”. Kojarzyły się z hałasem narzędzi, zapachem smaru i ziemi – obrazami, które dalekie były od akademickiej elegancji. Ale ta narracja właśnie się kończy. Dziś powrót do szkół branżowych nie jest krokiem wstecz, lecz świadomym wyborem nowoczesnej ścieżki rozwoju – przyszłościowej, praktycznej i osadzonej w realnych potrzebach rynku. Wybór szkoły zawodowej staje się decyzją o zdobyciu konkretnej kompetencji, która nie tylko umożliwia niezależność, ale i daje poczucie dumy. Bo fach w ręku, to nie brak ambicji – to ich spełnienie.
Transformacja lat 90. przyniosła Polsce wolny rynek, ale zabrała z mapy edukacyjnej tysiące szkół zawodowych. Reforma sprzed ćwierćwiecza roku promowała kształcenie ogólne, marginalizując szkolnictwo zawodowe. W rezultacie młodzież, zamiast uczyć się fachu, uczyła się „na wszelki wypadek”. A potem – bez matury, bez zawodu i bez pracy – trafiała do szarej strefy lub na emigrację.
Dziś Polska boryka się z deficytem rąk do pracy. Lista zawodów deficytowych pęcznieje: cieśle, murarze, elektrycy, kucharze, mechanicy czy ślusarze. Paradoks? Wcale nie. To skutek systemowego błędu: rozdzielenia edukacji od realnych potrzeb rynku.
Wypowiedzi, które usłyszałem podczas bardzo zaangażowanych rozmów z uczestnikami targów, zestawiłem z konkretnymi problemami, jakie przebijały się w trakcie spotkania. To głosy ludzi, którzy na co dzień tworzą tkankę szkolnictwa branżowego i lokalnego rynku pracy, a dziś zebrali się w jednym miejscu, by wspólnie rozmawiać o przyszłości edukacji zawodowej. Ich refleksje warto odczytywać w kontekście wyzwań, z którymi mierzy się system edukacji i rynek pracy – tu i teraz.
Problem: Szkoły branżowe były przez lata marginalizowane i uznawane za drogę „drugiego wyboru”, co osłabiło ich wizerunek oraz zaufanie społeczne.
Teresa Sieradzka, dyrektorka szkoły: „Największym atutem szkoły branżowej jest jej czas – czyli trzy lata, które dają konkretny zawód uczniowi, który wie, co chce robić w życiu. Szkoła branżowa wcale nie zamyka drogi edukacyjnej. Wręcz przeciwnie – może ją otwierać.”
Problem: Młodzież często nie ma dostępu do bezpośrednich informacji o możliwościach zawodowych i nie zna lokalnego rynku pracy.
Małgorzata Liburska, Urząd Pracy Powiatu Krakowskiego: „Tego typu wydarzenia jak dzisiejsze Targi Pracy są niezwykle ważne. Pozwalają młodzieży porozmawiać z przedstawicielami firm, poznać oferty praktyk, zatrudnienia, zdobyć informacje o zapotrzebowaniu rynku.”
Problem: Drastyczny spadek liczby rzemieślników i fachowców, który skutkuje coraz dłuższym oczekiwaniem na podstawowe usługi.
Lilianna Wilk, sołtyska Giebułtowa: „Coraz mniej jest niszowych zawodów – a przecież ich potrzebujemy. Brakuje malarzy, tokarzy, fryzjerów. Sama czekałam dwa lata na malarza. To pokazuje skalę problemu.”
Problem: Młodzież potrzebuje szybkiego wejścia w zawód i realnej perspektywy niezależności zawodowej oraz otwierania własnej działalności.
Uczennica klasy 3B: „Ja wybrałam Witosówkę, bo chciałam się nauczyć konkretnego zawodu. Po szkole chcę otworzyć własny zakład kosmetyczny. Mam już praktyki i wiem, jak to działa.”
Problem: Brak wystarczającej liczby wykwalifikowanych pracowników, mimo rosnącego zapotrzebowania w lokalnych firmach.
Andrzej Bukowczan, Jurajska Izba Gospodarcza: „Szkolnictwo zawodowe w Polsce zostało uduszone. Od kilku lat podnosi się z kolan. Wspieramy działania szkół jak Witosówka, ale przedsiębiorcy mają zlecenia, a nie mają pracowników. To nie jest już sprawa lokalna – to problem systemowy.”
„Potrzebujemy reformy, która przywróci prestiż zawodowi. Kiedyś mistrz był autorytetem. Dziś musimy odbudować to zaufanie – do fachu, do ręki, do doświadczenia. Szkoła może to zrobić, ale potrzebuje narzędzi, partnerów i stabilnego finansowania.”
„Takie targi to nie tylko promocja szkoły – to moment, w którym młodzi ludzie mogą pierwszy raz zobaczyć siebie w roli przyszłego pracownika. To tu buduje się świadomość, że zawód to coś więcej niż praca – to tożsamość.”
Problem: Zmienia się świadomość społeczna i potrzeba jest nowa narracja o prestiżu szkolnictwa zawodowego.
Justyna Kocjan, doradczyni zawodowa: „Zmienia się świadomość. Kiedyś dominowały szkoły ogólnokształcące i studia, dziś coraz częściej dostrzega się wartość konkretnych kwalifikacji zdobytych już w szkole średniej.”
Radny Tadeusz Nabagło: „Projekty unijne, które realizujemy w ramach kształcenia zawodowego, gwarantują możliwość odbycia staży zawodowych – bardzo atrakcyjnych finansowo. To także pewien magnes, który zachęca uczniów do inwestowania w siebie.”
Teresa Sieradzka: „Szkoła powinna być międzypokoleniowa. Musi być współpraca szkoły z pracodawcami. Oni wiedzą, jakie są potrzeby rynku. Żeby czegoś nauczyć młodych, trzeba być z nimi w kontakcie.”
Problem: Potrzeba praktycznej nauki zawodu w warunkach zbliżonych do rzeczywistej pracy.
Mateusz Adamczyk, Kopalnia Wapienia Czatkowice: „Oferujemy praktyki w dziale elektrycznym, logistycznym, elektromechanicznym. Największym zainteresowaniem cieszył się dział logistyki. Młodzież zaskakiwała nas konkretnymi pytaniami, czuliśmy, że są naprawdę zainteresowani.”
Przedstawiciel Airport Services: „Mamy kilka osób, które kończyły Witosówkę. To dla nas wartościowi pracownicy. Szukamy osób z angielskim, z kulturą osobistą. Uczymy ich wszystkiego, co niezbędne. Cieszymy się z tej współpracy.”
Absolwent technikum, obecnie mechanik samochodowy: „To był dobry wybór. Dziś mam pracę, którą lubię i która daje mi stabilność. Zaczynałem od praktyk. Teraz sam szkolę młodszych.”
Szkoły branżowe to nie powrót do PRL-u. To krok w stronę nowoczesności – tej osadzonej w realiach, w lokalnej gospodarce i w potrzebach ludzi. To, co pokazała Witosówka 30 maja, jest tylko początkiem. Teraz czas na decyzję – wspólną i odważną – że warto.
Szkoły branżowe otrzymują wsparcie samorządowe, ale warto zadać sobie pytanie: czy ta aktywność wspierająca nie powinna być znacznie większa – tak, by realnie wzmacniać decyzje młodych ludzi o związaniu swojej przyszłości z lokalnym regionem? To przecież w dużej mierze szkoły branżowe realizują potrzeby społeczności – są tętniącym rytmem rozwoju lokalnego. Czy obecna aktywność jest wystarczająca? Odpowiedź daje sama rzeczywistość – w decyzjach młodych ludzi, którzy coraz częściej szukają alternatyw.
Tekst, fot. Janusz Bończak