Nina i Damian

Spread the love

Ninę i Damiana spotkałem na Targach Ekotyki (Targi Kosmetyków Naturalnych) w Krakowie.
Byli tam jednymi z wystawców. W rozmowie urzekli mnie sobą i swoją historią.
Postanowiłem, że chcę się z Wami podzielić choć rąbkiem ich wspólnego życia.

Mieszkacie w cudownym miejscu. Wśród łąk, gdzie zbieracie zioła, owoce. Pijecie źródlaną wodę, a z nasion tłoczycie olej. Co to za miejsce? 
– Jest to nasze magiczne miejsce w Bieszczadach Wysokich. Jest tylko nasze, więc powiem jedynie, że jest piękne.

Czy łatwo było się Wam przystosować do nowych naturalnych warunków, bo przecież nie mieszkacie od zawsze w Bieszczadach…?
– Kiedyś mieszkaliśmy w wielkim mieście, byliśmy grubi i znerwicowani. Pewnego dnia postanowiliśmy pojechać na wakacje w Bieszczady i już zostaliśmy – serio.
Początki były naprawdę bardzo trudne. Szczególnie pierwsza zima dała nam się we znaki. W drewnianej chacie, którą wówczas wynajmowaliśmy, piec ogrzewający dom okazał się prawie całkowicie niesprawny, a źle wykonana izolacja ścian dosłownie zsunęła się na sam ich dół. Tak więc przy zewnętrznych temperaturach dochodzących do -30 stopni w domu mieliśmy -5.
Gotowałam obiady w kurtce i kozakach. Przetrwaliśmy tylko dzięki wytrwałości i zaparciu Damiana, który to w chwili, kiedy zostaliśmy całkowicie bez drewna na opał, bo właściciela domu kompletnie to nie interesowało, po prostu wziął siekierę i porąbał to, co było w okolicy. Pamiętam dzień, kiedy była wielka wichura i stojąca obok domu 20-metrowa jodła prawie zwaliła się na nasz dom, który z kolei prawie nie odleciał podczas owej nocy. Nie mieliśmy prądu przez następny tydzień. Wiatr powalił nie tylko drzewa, ale również linie energetyczne. Chatę, w której mieszkaliśmy można było z ręką na sumieniu nazwać „koszmarem nadzoru budowlanego” – zrobiona po bieszczadzku na trytytce i gumie do żucia… Mieszkaliśmy w takich koszmarnych warunkach przez rok z małym dzieckiem.

Dlaczego podjęliście taką decyzję życiową? Kogo to był pomysł?
– To była już dla nas kwestia czasu – byliśmy coraz bardziej zmęczeni naszym dotychczasowym życiem. Ciągła praca, pogoń za pieniędzmi. W pewnym momencie zadaliśmy sobie pytanie – czy mieć czy być? I wybraliśmy to drugie. Paradoksalnie życie w takich warunkach spowodowało, że zaczęliśmy zupełnie inaczej patrzeć na świat. To była taka powolna ewolucja. Dzisiaj zupełnie inaczej patrzymy na pieniądze, kwestię posiadania jako takiego, życia przeszłością i martwieniem się o przyszłość. Jesteśmy tu i teraz i tylko o tym myślimy. Przeżywamy każdy dzień tak, jakby miał być ostatnim – celebrujemy w ten sposób życie i cieszymy się nim.

Czy mieliście wsparcie bliskich, gdy dowiedzieli się o Waszych planach przeprowadzki z dużej aglomeracji na łono przyrody?
– Nasza rodzina uważa nas za niegroźnych wariatów. Zwłaszcza kiedy oddaliśmy całe wyposażenie naszego domu – jak się śmiejemy od igły po helikopter – nieznanej nam wcześniej dziewczynie z dwójką dzieci z domu samotnej matki.

Czy żałujecie? Czy znajomi Wam zazdroszczą?
– Nie, nie żałujemy niczego. Każde doświadczenie było nam potrzebne, abyśmy mogli być tu i w tym miejscu. Czy znajomi nam zazdroszczą? Nie wiem, nie myślimy o tym.

Czy była to łatwa decyzja…
– Tak jak wspomnieliśmy, to była ewolucja a nie decyzja jak to się potocznie mówi „rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady”.

Opowiadacie innym o swoim „nowym życiu”? W jaki sposób?
– Prowadzimy warsztaty, spotkania z ludźmi, na których dzielimy się swoją wiedzą i doświadczeniami. Prowadzimy fundację Zdrowi z Natury, której celem jest propagowanie zdrowego trybu życia oraz regionu bieszczadzkiego. Nina pisze książki i artykuły do prasy. Już w kwietniu nakładem wydawnictwa BOSZ ukaże się pierwsza książka „Piękni z natury” na temat ziół i ich wykorzystania w produkcji własnych naturalnych kosmetyków. W przygotowaniu jest kolejna „Zdrowi z natury” na temat zdrowego odżywiania.

Czy znacie inne osoby, które pod Waszym wpływem zmieniły swoje przyzwyczajenia?
– Tak, bardzo, bardzo wiele osób to zrobiło z korzyścią dla własnego zdrowia. Na naszym przykładzie możemy powiedzieć, że mój partner Damian, alergik i osoba
z potwornymi migrenami nie ma ich już od lat. A ja wyleczyłam się z cukrzycy typu 2 oraz wszelkich dolegliwości tzw. chorób kobiecych. Wszystko dzięki zmianie myślenia
o tym, jak i co należy jeść. No i oczywiście jesteśmy zdrowi i szczupli – już bez nadwagi.

Co im mówiliście?
– Wszystko to, co Nina napisała w książce „Zdrowi z natury”.
Jak już ktoś pójdzie za Waszym przykładem, czy może liczyć na Waszą pomoc?
– Zawsze i wszędzie!

Jak wygląda Wasz dzień?
– Nie planujemy poza małymi wyjątkami, więc zawsze wygląda inaczej. To, co je łączy to radość życia, jego celebracja, życzliwość do siebie i innych mieszkańców Ziemi.

Przed nami czas świąteczny. Jak go będziecie obchodzić?
– Nie obchodzimy świąt. Nie wyznajemy żadnej religii, kierujemy się jedną zasadą
– bądź życzliwy. I to wraca. Bo wszystko, co robimy do nas wraca w ten czy inny sposób.

Jakie macie plany na przyszłość?
–  Nie planujemy.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Janusz Bończak,
fot. Paweł Skwirut

Wspieraj Istotę – wpłać datek. Ogłoś się na łamach naszej strony.

Dodaj komentarz