enclosure

Spread the love

kora za moimi plecami

szorstka martwa tkanka żywego

transhumanistyczna obudowa zezwalająca

na byt inny w świecie pustki

brak wyrośli, znamion, czerwonego

lustro wskazuje na przeciwieństwo

lekkie ranki wypełniają się osoczem

zmieniają właściwości, kształtują

ból

martwa kobieta wisi na gałęzi

pomiędzy nogami czerwone i suche

podchodzę do skóry i co dla pani, co dla pani?

nie robić zdjęć! nie robić! wzywam

wzywam

wzywam

kierownika i nie ruszać się, nie, stać prosto

nie robić zdjęć! boże, nie robić zdjęć!

no co z panią? skóra wisi w chłodni

mięśnie na patelni, smażymy, mmm, pycha

pycha żonuś gotujesz, zawsze tak miło wrócić

i tak sobie włożyć mięsko do ust

taki ciężki dzień, taki ciężki,

te ludzie wiesz, no z nimi to chyba coś nie tak,

te kobiety przede wszystkim,

jakieś nienormalne w całej okazałości

rozchwiane

jedna za drugą border

piszę w dokumentacjach border

border

borderline

papieru mi już zaczyna brakować

skóra czerwona i pryszcze z poliestru

mikroplastik wnika w obszary

pozakorowe

diagnoza co pięć minut, a ich sznureczek

jedna za drugą, a jakie chętne, takie pootwierane

nikt ich za rękę nie musi przyprowadzać

o leki się pytają, terapie

a ja mówię, grzecznie jednak mówię,

mówię że niby leczyć można

i że polecam, ale tak w środku to sobie myślę,

że z nimi to tylko już na stos

przepraszam za wyrażenie, ale z takimi

powinno się krótko, kiedyś były metody

radykalne, owszem, nie zaprzeczam,

jednak likwidowały to co należy

szkodniki

karaluchy

muchy przyczepiają się na lep

w tym domu na mazurach

wysuwany lepki wąski pasek

zwisa z sufitu niepozornie

i łapie pokryte kutykulą ciała

obcych

niepożądanych

sześciokończynowców

z oczami przerażającymi

jak mozaika w toalecie

a ty wiesz jak one widzą? pełen zakres

multiplikacja

usta pęczniejące otwierają się

gdy uderzasz tępym przedmiotem

ogłuszenie nie czujemy nic

to nie nasze ciała

lepka krew przyczepia się do skóry

a ona wisi na gałęzi taka rozpostarta

otwarta

intymne wtargnięcia

wkładam palce

dotykam badam

to moja rola, posiadam tytuł, posiadam prawa

do zachłannych eksploracji

napęczniałych ust cyprinus carpio

który żyje w przydomowych basenikach

pompujemy gumową obudowę

w księżniczki disneya i paw patrol

pęcherzyki płucne poszerzają swoją dostępność

przepona opada ściska narządy jamy brzusznej

napięcia

całe ciało w napięcia

a potem nagła ekspansja naturalistyczny wybuch

ego

patriarchalna moc ulokowana w klatce piersiowej

elegancka powtarzalność

męskości kierownika

który składa się z izoleucyny

leucyny

proliny

seryny

cystyny

tyrozyny

fenyloalaniny

argininy

treoniny

metioniny

glicyny

waliny

histydyny

lizyny

alaniny

zanurzam się w plastikowym

baseniku z paliw kopalnych

węgiel brudzi moją twarz

ropa pływa w żyłach

ciała obce w martwym

ciała obce rozwarte

usta cyprinus carpio otwierają się

automatycznie osuszają niezgrabną

maź bólu

suri stawicka

Zobacz oryginalny układ wiersza