Patrzą, czy widzą?

(Opowiadanie 5.)
[Historie obecności]

Kończy się czerwiec. Zapowiedź wakacji, tych dwumiesięcznych, jak co roku. Kilka wolnych dni, które staram się zawsze jakoś dla siebie wykorzystać. Ten długi weekend, z wplątanym świętem kościelnym – Boże Ciało – jest takim pierwszym spokojnym czasem, kiedy powietrze robi się miękkie od ciepła. A za murami miasta, tuż przy ogrodzeniach domów i ogrodów, pachnie słodko kwiatami. Często różami. Tym zapachem płatków, które zostają po procesjach i dekorują asfalt – miękko, różowo.

Może pójdę na spacer, tak po drugim śniadaniu…

Gdzie? Do miasta? Nie, zbyt dużo ludzi, hałas, zapachy, które nie zawsze sprawiają przyjemność. Choć lubię miasto – szczególnie zapach starych murów, kamieni, wilgoci i chłodu. Ale dziś nie. Dziś nie odpocznę tam.

Może za miasto, w góry, na łąkę? Poleżę, odpocznę. Nie… – śmieję się. Teraz więcej ludzi niż kwiatów. Każdy z oscypkiem, każdy coś udaje – góralskie zawodzenie, folklor na pokaz. Beznadziejnie, bo pogoda piękna. Cicho, bezwietrznie. Może do ZOO?

Nie byłem tam od wieków. Ostatni raz jako dzieciak, na szkolnej wycieczce. Pamiętam tylko sieć alejek i zwierzęta gdzieś w klatkach. Bardziej byłem z kumplami niż wśród zwierząt.

No więc poszedłem.
Siedzę teraz na ławce.
Przede mną klatki z małpami.

Nie zwracają na mnie uwagi. A może właśnie zwracają, tylko nie okazują tego jak ludzie. Jedna siedzi oparta o ściankę. Nie wiem, czy jest zadowolona. Nie rozpoznaję mimiki. Co mówi jej twarz? Czy mówi coś do mnie? Myśli? Małpy myślą?

Obok, na drugiej ławce, siedzi starszy pan. Termos w torbie, strzepuje okruszki z kolan. Pewnie też na wycieczce.

– Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam… Często pan tu przychodzi? – zagaduję.

– Nie, nie przeszkadza pan. Czasem miło z kimś porozmawiać – uśmiecha się. – Tak, przychodzę co tydzień. Jak nie pada. Mieszkam niedaleko, piechotą kilka kilometrów. Ale mam czas – emerytura.

– Lubi pan te małpy?

– Różnie, ale czasem przysiaduję. Patrzę na nie, one czasem na mnie. O, widzi pan tę smukłą szympansicę? Wydaje mi się, że mnie rozpoznaje…

– Pana? – pytam, zaskoczony. – Rozpoznaje pana?

– Może. Mam takie wrażenie, że tak. Jakbyśmy się już widzieli. Jest między nami coś…, jakaś nić. Obojętna, ale jest. Ja ją rozpoznaję – uśmiecha się z przekąsem.

Patrzymy chwilę razem. W oddali biegają dzieci, słychać odgłosy zwierząt. Nie wiem jakich. Nie znam się na zwierzętach. Znam koty, psy, konie, krowy. Te gospodarskie, te ze wsi.

– A jak pan sądzi, czy one coś o nas myślą? – pytam. – Jak na mnie patrzy teraz, to wydaje mi się, że tak… tylko co?

– Nie wiem – odpowiada. – Może patrzą z politowaniem i mówią: „Ludzie, zmieńcie się, bo nie da się z wami żyć” – uśmiecha się. – Ale tak serio… są badania. Mam dużo czasu, to czytam. Wie pan, co odkryła Jane Goodall?

I opowiada mi: Wie pan, czego się dowiedziałem od tej pani Jane Goodall? – mówi starszy pan, nie odrywając wzroku od klatki. – Ona całe życie patrzyła na te małpy. I mówiła tak: że każda z nich jest inna – jedna delikatna, drugi opiekuńczy, inne z kolei porywcze. Mają charakter, emocje, przyjaźnie. Czasem się pocieszają nawzajem, czasem przeżywają stratę.

– No i narzędzi używają. Wie pan? Takich patyczków, żeby wyciągać termity. Tego wcześniej nie widziano u innych zwierząt. To znaczy – planują, uczą się od siebie, wiedzą, jak coś działa. Jak ludzie.

– Ale najciekawsze… – zawiesił głos – że one widzą nas. Naprawdę nas widzą. I że nasza obecność… zmienia je. Już nie są takie jak w dzikiej naturze. One grają – dla nas. I to już nie jest prawdziwe.

– Zwierzęta nie są tylko instynktem – mówi starszy pan. – One czują, myślą, zapamiętują. Wiedzą, że jesteśmy kimś. I może… one naprawdę nie chcą nas tu.

– Może powinniśmy zamknąć te ogrody? – pytam. – Przecież ani one, ani my tu się dobrze nie czujemy. To tylko zarabianie na ich nieszczęściu…

Starszy pan spojrzał na mnie spokojnie.

– Nie mamy prawa ich więzić – powiedział cicho. – I wstyd mi teraz za ludzi. I za mnie… Jak one na nas patrzą.

– Mi też wstyd – odpowiedziałem cicho, spuszczając wzrok.

Tekst, rysunek Janusz Bończak

„Empatia to decyzja, by być widzianym nie tylko przez ludzi”.

Manifest Wegański punkt – 5. Ważne są dla nas dobro, sprawiedliwość, empatia i świadomość wpływu naszych wyborów.

Kolejne opowiadanie: 28 czerwca w niedzielę o godzinie 8:00