Rodzeństwo przy stole 

Usiąść razem przy stole. Obiad jest po to, żeby porozmawiać. Kawa jest po to, żeby pobyć razem. Ceremonia herbaty nie musi być długa i wykwintna – ważne, żeby razem. Usiąść razem przy stole czasami jest bardzo trudno. Podzieliliśmy się kategoriami: na MY – ONI, na NORMALNYCH i NIENORMATYWNYCH, ja, ty – ale już nie ono. Człowiek – zwierzę. Mężczyzna – kobieta. Kultura – natura.

W kulturze europejskiej bardzo długo rządził paradygmat siły, który współcześnie przerodził się w stereotyp. Kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa. Tylko że jedni i drudzy płaczą, boją się, kochają, są wściekli, rozdrażnieni, młodzi, dojrzali, starzy. Nic nas nie omija, czas płynie tak samo. W kulturze europejskiej daliśmy się złapać w kleszcze binarności. Jak ona – to on. Ona i ona, ono – bez określeń i kategorii nie wyobrażamy sobie takiego życia.

Współcześnie żyjemy w coraz większej kłótni. Kategorie na innych, obcych. Język nienawiści, tak jak wulgaryzmy, stał się powszechny. Seksizm, rasizm, gatunkowizm, ableizm, ageizm. Morze uprzedzeń zalewa falą nienawiści. Choćby na chwilę uciec. W siostrzeństwo – tylko że ono ciągle brzmi niemodnie, niewłaściwie, wręcz infantylnie. Braterstwo od razu niesie skojarzenia: braterstwa krwi, wojny, siły, zawłaszczenia, toksycznej przemocy.

Rodzeństwo to oddech. Nie kategoryzuję: na ciebie i mnie, męskie i żeńskie. Poza siostrą i bratem, poza byciem tym oto określonym człowiekiem. Rodzeństwo – poza płcią, międzygatunkowe, gdzie nie ma znaczenia, czy to ty, moja siostra ludzka, a może kura, czy to ty, chociaż nie chcesz określenia „on”. Rodzeństwo daje spokój.

Usiąść przy stole. Rozmowa. W rozmowie kryje się wspólne mówienie. Ta głębia rozmowy zaczyna się od nieklasyfikowania, nieoceniania. Małe dziecko jeszcze nie wie, że jest inne. Dowie się, kiedy powiedzą mu o tym dorośli: „Nie idź tam, bo nie dasz rady”, „nie możesz”, „jesteś na wózku, więc to nie dla ciebie”. Małe dziecko jeszcze nie wie, że ciocia jest inna. Dowie się, kiedy usłyszy szepty zza ściany, zobaczy te dziwne gesty i ironię w głosie rodziny. Małe dziecko nie wie, że pies nie jest taki jak ono. Dopiero kiedy usłyszy, że nie ma co płakać po jego stracie, bo to „tylko pies”. Kultura uczy nas rozerwania więzi. Pocięte na kawałki wspomnienia już jako dorośli wsadzamy w odpowiednie katalogi słów i opisów wydarzeń.

Tymczasem świat jest jednością i nie potrzebuje naszych kategorii. Usiąść przy stole i porozmawiać – oznacza nie kategoryzować. W rozmowie jest razem-mówienie, współ-mówienie, gdzie mogę mówić, nie czekając na osąd, kpinę, ironię, złość. Bez urazy i strachu. Bez ciągłej oceny, że coś robimy źle, że czegoś chcemy, do czegoś dążymy.

Z niektórymi – podobno – nie da się rozmawiać. Ale którzy to są ci, z którymi nie da się? Jak oni wyglądają? Co to za kategoria? A może ci, z którymi nie da się rozmawiać, zaczynają się w naszej głowie – z tym założeniem, że tam jest ściana, nie człowiek; mur, a nie myślenie? Może z każdym można rozmawiać – tylko najpierw dobrze jest zacząć słuchać. I jeszcze lepiej – usłyszeć. To cała sztuka rozmowy: usłyszeć. Nie powtarzać „tak, tak”, kiwać głową i nie wiedzieć już po chwili, o co chodziło.

Usiąść przy stole. Treści mogą być wypowiadane na bardzo wiele sposobów. To nie musi być zdanie pełne okrągłych pojęć, z konstrukcją raz na zawsze ustaloną: podmiot, orzeczenie, dopełnienie. To może być zwyczajne mruczenie – takie, które odpala się w ciele kota. To jest istota rozmowy – bycie z kimś. Wiadomo już wszystko. To może być zwykłe patrzenie w oczy. Wzrok mówi tak samo jak język. Łapa na kolanach podpowiada, że czas zacząć rozmowę. To może być zwykłe „siedzę obok”. Nic więcej. Milczenie mówi. Dobra relacja sprawdza się w milczeniu, w jego treściach – kiedy współmyślimy.

Współczesny świat pełen jest hałasu, awantury, kłótni, kategorii i ostrych pojęć. Ja mam rację i muszę ją ogłosić wszystkim. Ja mam prawo do tego, żeby mówić – i będę z niego korzystać za wszelką cenę. Tymczasem rozmowa oznacza wycofanie. Nie muszę mieć za każdym razem racji. Nic nie muszę. Mogę tak po prostu mówić coś – luźny potok skojarzeń, gdy znajomy gołąb czeka na parapecie na swoje ziarna i łyk wody. Sąsiedzi zaraz go przegonią, zaraz zacznie się wrzawa… ale jeszcze chwilę: głowa w bok i to spojrzenie, dwa razy stuk-puk – i po ziarnach na parapecie.

Rodzeństwo to nie jest ani układ sił, ani wrodzona zależność. Asymetria gwarantowana – w tym relacyjnym zderzeniu pomiędzy mną a tajemnicą. Rozmowa zaczyna się wtedy, kiedy drugi zaczyna być dla mnie tajemnicą. Kiedy nie chcę mu wydrzeć wszystkiego, kim jest. Kiedy zostawiam mu / jej / onemu tajemnicę i własną perspektywę. Niech opowie mi, kim jest i jak mam się do niej zwracać. Poza płcią, wiekiem, gatunkiem, przynależnością.

Coś nas łączy. Tak samo jesteśmy zmęczeni i tak samo potrzebujemy odpocząć. Przy stole. Gdzie nie ma kantów, ostrych linii, przecięć i zranienia. Na chwilę – pobyć razem, bez żadnego dookreślenia i niepotrzebnego napięcia. Mruczenie świata, szelest skrzydeł, echo kroków.”
Tekst prof. Joanna Hańderek, obraz olejny autorstwa Elżbiety Bińczak-Hańderek

Felieton rezonujący  Rodzeństwo ponad podziałem Refleksja-wibracja o tym, co może być wspólne