Sylwester – najgorsza noc w roku

Spread the love
Fot. AI

Ktoś w mieście zabił około 400 psów i kotów. W jedną noc dokonał rzezi. Aktywistki i aktywiści są wstrząśnięci, ale policja nie szuka sprawcy… Tej samej nocy, oprócz zabitych psów i kotów, ktoś wymordował tysiące ptaków, ich ciała widać było na ulicach miasta. Jakby chodził i strzelał do zwierząt, robił to całą noc, jak seryjny zabójca. Może przykładał im lufę do serca, głowy i?…, po zwierzęciu. Domniemany morderca nie patrzył na wiek, nie interesował się, co to za zwierzę. Był po prostu w szale zabijania.

Nikt nie szuka podejrzanych po dziś dzień. Nikt się nie zastanawia dlaczego. Ludzie nie zauważyli tych 400 zabitych psów i kotów, ani tysięcy ptaków. Nikt nie chciał ich dokładnie policzyć, nikt nie spytał dlaczego. Zupełnie tak, jakby tych śmierci nie było. Rano wiele osób spało do późna, niektórzy obudzili się w wyśmienitych nastrojach, inni smutni, że oto kolejny rok się zaczął. O psach, kotach, ptakach, dzikich zwierzętach milczano w całym mieście. Paru osobom zostało jeszcze parę rac, więc wyszli z domu, żeby dobić te zwierzęta, które przetrwały noc sylwestrową.

Noc sylwestrowa, to najgorsza noc w roku. Nie ma straszliwszej pory, nie ma bardziej koszmarnego czasu. Huk petard. Rozjaśniające ciemność światła, kolory i błyski. Od paru lat ludzie uznali, że do ich tradycji należy świętowanie z racami, ogniami sztucznymi i z hukiem kanonad. Ma być głośno i kolorowo. A jak coś zostało zakwalifikowane jako tradycja – nawet jeżeli trwa od niedawna – nabiera statusu świętości. Powiedzieć nie strzelaj, nie wypuszczaj ogni sztucznych, to zabrać ludziom sylwestra. Człowiek uznał, że chce się bawić i ma do tego prawo. Dlatego człowiek się bawi w najlepsze. Nie przejmuje się niczym. Jego tradycja, jego potrzeba wyrażenia radości. O zwierzętach nikt nie myśli.

Psy, koty, ptaki, dzikie zwierzęta umierają ze strachu na zawał, dostają udarów, wylewów, pędząc na oślep przed siebie wpadają na przeszkody, ciężko lub śmiertelnie się raniąc. Wiele psów i kotów ucieka w przerażeniu i nie potrafi już wrócić do swoich domów. Ponieważ zwierzęta słyszą o wiele lepiej od człowieka, dlatego dla nich wybuch petardy jest fizycznym bólem. Człowiek się bawi, a zwierzęta przeżywają stres, tak jakby w ich życiu, w ich świecie wybuchła wojna.

Ktoś kiedyś uznał, że jak się kończy jeden rok i zaczyna drugi należy się cieszyć. Dlaczego? Co nas tak cieszy? Minął nam kolejny rok z życia, nawet jeżeli był on spełniony, to czy faktycznie był wart tych śmierci zwierząt, tego cierpienia jakie im zadajemy?

Dawno temu koniec roku i początek nowego oznaczał nadzieję, że zima wreszcie przeminie i człowiek będzie mógł wraz z wiosną zasiać ziarno, posadzić warzywa i czekać, aż obfitość jedzenia znów będzie dostępna. W czasach kiedy człowiek dysponował tylko tym, co wypracował na swoim polu, czy co zdobyli w pracy dla niego jego niewolnicy, chłopi. Zima była czasem zagrożenia. Gdy zabrakło zapasów zgormadzonych latem, groził ludziom głód, nawet śmierć. Dlatego każde zimowe świętowanie oznaczało ryzykowną grę z życiem i śmiercią, to było mówienie śmierci: jeszcze jestem najedzony, jeszcze żyję, jeszcze nie jestem twoja. Nie każdy też świętował. Ludzie ubodzy, z niższych warstw społecznych walczyli z każdym dniem, coraz ciężej w coraz większym przerażeniu. Współczesny człowiek, który jedzenie ma na wyciągnięcie ręki, nie rozumie czym jest głód i śmierć głodowa, nie rozumie więc, czym jest ucztowanie zimą.

Wraz z konsumpcjonizmem, który otulił nas bogatą pierzynką możliwości, stworzył dla nas kokon dostatku, bogactwa, przejedzenia, posiadania wszystkiego na życzenie. Ludzie zapomnieli o głodzie, strachu, zmęczeniu. Świętowanie stało się dla współczesnego człowieka normą, należnym mu świętem, odprężeniem, radością. Nikt nie czuje, że ryzykuje przejadając zimowe zapasy. Nikt nie czuje dwuznaczności sytuacji. Nikt też nie zastanawia się czy warto ucztować, świętować, urządzać bale sylwestrowe i odpalać miliardy rac i petard. Ludzie uznali, że to dla nich są święta, jako oczywistość. Sylwester jest wręcz obowiązkiem, dlatego zaczęto oczekiwać, że włodarze miast, nie tylko dokonają na święta przemocy świetlnej, ale na Sylwestra urządzą pokaz ogni sztucznych, całą podniebną kanonadę. Ludzie chcą świętować i nie patrzą na koszmar jaki za tym stoi. Miłośnicy ogni sztucznych i pokazów fajerwerków nie liczą zamordowanych przez tą rozrywkę zwierząt.

Ktoś zabił 400 psów i kotów. W jedną noc dokonał rzezi. Ten ktoś nazywa się egoizm. Ważniejsze od życia innych, jest dla niego zabawić się i poczuć się szczęśliwym. Ktoś zabił tysiące ptaków, jedną nocą mordował bez chwili przerwy. Ten ktoś nazywa się konsumpcjonista. Pozostając całkowicie ślepy na innych, ich cierpienie, życie, potrzeby realizuje swoje własne pragnienia, często po trupach innych. W noc sylwestrową dosłownie, realizacja ludzkich radości, oczekiwań i przyjemności odbywa się kosztem życia zwierząt.

Zwierzęta umierają w przerażeniu. Nie wiedząc co się dzieje. Nie rozumiejąc co się ma wydarzyć. Ogłuszone, obolałe i oślepione, konają gdy człowiek bawi się w najlepsze. Fajerwerki to pokaz egoizmu, wstrętna kanonada antropocentrycznej zachłanności, by mieć wystrzały bezmyślności i ślepoty na los zwierząt.

Sylwester – najgorsza noc w roku ukazująca jak bardzo człowiek zamknięty jest na potrzeby innych.
Tekst dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ.  Wykładowczyni w Instytucie Filozofii UJ. Zajmuje się filozofią kultury i filozofią współczesności.