Wegański styczeń? Nie, wegańskie życie

Spread the love

Weganizm jest kwestią sprawiedliwości. Sprawiedliwość nie jest czymś, czego „spróbujesz” w styczniu.
Styczeń to czas akcji Veganuary – międzynarodowej kampanii, mającej na celu promocję weganizmu, zachęcającej do jedzenia wyłącznie roślinnych dań w styczniu. Pomysłodawcą tej inicjatywy jest brytyjska organizacja pozarządowa o tej samej nazwie, która od 2014 roku każdego stycznia zachęca do wypróbowania diety roślinnej. Na oficjalnej stronie głównej kampanii widzimy wielki napis: „Spróbuj weganizmu w styczniu” i “31-dniowe wyzwanie: przejdź na weganizm”. Dalej czytamy o misji i celu akcji: „Przez cały rok Veganuary zachęca i wspiera zarówno ludzi, jak i firmy do przejścia na dietę roślinną jako do sposobu na ochronę środowiska, zapobieganie cierpieniu zwierząt i poprawę zdrowia milionów ludzi”. Niewątpliwie to potrzebna, ważna kampania. Z wegańskim styczniem wiąże się jednak kilka istotnych kwestii, które warto odnotować, jeśli chcemy przybliżyć zasadnicze zmiany i powszechność weganizmu.

Weganizm to nie tylko dieta roślinna
W czasie promowania kampanii Veganuary często zaobserwować można mylenie pojęć. Weganizm bowiem nie jest dietą ani sposobem odżywiania – to tylko część weganizmu, ważna, ale nie jedyna. Definicja weganizmu została sformułowana w 1951 roku przez brytyjskie Vegan Society jako „doktryna polegająca na niewykorzystywaniu zwierząt”, a samo słowo „vegan” powstało w 1944 roku, stworzone przez Donalda Watsona, założyciela Vegan Society. Weganizm jest niczym innym, jak oddaniem szacunku i godności zwierzętom; jest postawą etyczną, zakładającą niewykorzystywanie i niekrzywdzenie zwierząt wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe. Nie tylko w aspekcie żywieniowym. Z błędnego, wymiennego używania obu pojęć – diety roślinnej i weganizmu – wynika wiele niejasności, które nie sprzyjają popularyzacji zwłaszcza tego drugiego.

Katarzyna Kolbuch – Studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, weganka zaangażowana w abolicjonistyczny aktywizm prozwierzęcy. Miłośniczka poezji, autorka wierszy. Interesuje się nurtem animal studies, ze szczególnym uwzględnieniem przedstawień relacji między człowiekiem a innymi zwierzętami w dziełach literackich.

Motywacja, nie tylko sposób
Psychologowie potwierdzają, że postanowienia noworoczne zazwyczaj nie działają – do wprowadzenia zmian potrzeba silnej wewnętrznej motywacji, nie konkretnej daty w kalendarzu. Czego więc brakuje mi w działaniach towarzyszących styczniowemu zachęcaniu do przejścia na weganizmu? Dawania motywacji. Dostajemy mnóstwo sposobów jak to zrobić, niewiele – dlaczego powinniśmy to zrobić. W postach promujących wegański styczeń najczęściej nie dowiemy się, że krowom odbiera się nowonarodzone młode, by ludzie mogli pić ich mleko. Że po latach intensywnej eksploatacji, umęczone kończą w rzeźni. Że jednodniowe koguty są mielone żywcem w pierwszym dniu ich życia, jako ofiary przemysłu jajczarskiego. Że wciąż w XXI wieku, w Polsce i innych krajach na świecie istnieją czynne komory gazowe. Że miliony zwierząt każdego dnia cierpią męki i giną w laboratoriach; psy zmusza się do wdychania dymu papierosowego, a królikom wkrapia się do oczu drażniące, toksyczne preparaty. Że zwierzętom łamie się kręgi, podżyna gardła, wykrwawia, mieli żywcem i kąpie we wrzątku. A wszystko to – całkowicie legalnie.

Wykorzystywanie zwierząt zostało do tego stopnia znormalizowane, że mówienie o nim nierzadko jest postrzegane w kategoriach ekstremizmu, skrajności. Pod adresem aktywistów pokazujących cierpienie zwierząt padają zarzuty wręcz o zniechęcanie do weganizmu. A nie da się przecież przekonywać do niekrzywdzenia zwierząt – bez mówienia o nich samych. Dlatego uważam, że „jak” powinno iść w parze z „dlaczego”. Walka o wyzwolenie zwierząt nieodłącznie wiąże się z ukazywaniem opresyjnego systemu, na jaki są skazywane. Dzielenie się roślinnymi przepisami jest świetne i potrzebne, ale w żaden sposób nie uświadamia o tym, co jako gatunek robimy zwierzętom. Innymi słowy: dzielenie się roślinnymi przepisami to dawanie sposobu, pokazywanie i mówienie o cierpieniu zwierząt to dawanie motywacji. Bez motywacji trwała zmiana jest niemożliwa.

Retoryka rezygnacji
„Jeśli nie jesteście jeszcze gotowi na całkowitą rezygnację z produktów odzwierzęcych, wprowadźcie jeden wegański dzień w tygodniu” – podobną retorykę można zauważyć w okresie styczniowym (zresztą nie tylko) na wielu blogach poświęconych tematyce weganizmu. Weganizm wciąż wielu kojarzy się z kosmicznymi ograniczeniami, które potencjalni przyszli weganie będą zmuszeni na siebie nałożyć. Samo określenie „dieta” kojarzy się powszechnie z wyrzeczeniami – dieta wymaga odmawiania sobie czegoś, często rezygnowania z ulubionych produktów.
Posługiwanie się retoryką rezygnacji z czegoś czy potrzeby wielkiego przygotowania sprawia, że weganizm postrzegany jest jako trudny, czasem nawet wręcz nieomal nieosiągalny. Przy okazji promocji wegańskiego stycznia często zaobserwować można narrację silnie skupioną na ludziach – nie na zwierzętach, które z definicji stanowią jego centrum. A przecież na weganizmie z niczego nie rezygnujemy – po prostu przestajemy brać to, co nigdy nie należało do nas.
Nawet, jeśli przejście na weganizm będzie stanowić pewien wysiłek, to jesteśmy go winni zwierzętom – to po prostu moralny obowiązek wobec wszystkich istot, które swoimi wyborami skazaliśmy na cierpienie. W weganizmie nie ma nic trudnego – wystarczy spojrzeć na niego z perspektywy szacunku dla zwierząt. A ten przychodzi szalenie łatwo i wręcz naturalnie, gdy tylko jako ofiarę przestaniemy postrzegać siebie, a zaczniemy – zwierzęta.
Mamy szczęście żyć w czasach z ogromnym dostępem do informacji, praktycznie na wyciągnięcie ręki. Weganizm mógł być w pewien sposób trudniejszy w czasach bez Internetu czy bez wielu wegańskich opcji, jakie mamy dzisiaj. Weganin bez problemu znajdzie dziś całą serię wegańskich produktów nawet w Żabce. Jasne, wprowadzenie zmian początkowo może stanowić mniejszą lub większą trudność, jeśli całe dotychczasowe życie opieraliśmy na krzywdzie zwierząt. Ale czym jest ten trud w porównaniu z cierpieniem, które przechodzą zwierzęta? Pionier abolicjonizmu prozwierzęcego, amerykański prawnik Gary L. Francione w „Animal Rights: The Abolitionist Approach”, pisał: „Jeśli myślisz, że bycie weganinem jest trudne – wyobraź sobie, jak trudne dla miliardów torturowanych i zabijanych zwierząt jest to, że nim nie jesteś”.

Weganizmu nie można „spróbować”
Mylenie pojęć weganizmu z dietą roślinną skutkuje często przedstawianiem weganizmu jako czegoś, z czego można łatwo zrezygnować, praktykować tylko w określone miesiące czy dni tygodnia. Postawa etyczna nie jest jednak czymś, czego można „spróbować”. Postrzeganie weganizmu w takich kategoriach wynika najpewniej z tego, że – jak słusznie zauważył w jednej z rozmów dla Krytyki Politycznej Dariusz Gzyra – w większości nie potrafimy poważnie potraktować krzywdy zwierząt: „Gdybyśmy rzeczywiście się nią przejęli, nikt by nie jęczał z powodu mniejszej lub większej niewygody weganizmu i nie potrzebowałby długiego namawiania – za pomocą najnowszych zdobyczy psychologii społecznej, wieloletnich kampanii i okrągłych słów takich bohaterów jak ja – żeby przestać jeść ptasie jajka, pić krowie mleko i jeść mięso, a zamiast tego jeść rośliny”.
By znów przywołać ideę Francione’a: weganizm jest kwestią sprawiedliwości. „Sprawiedliwość nie jest czymś, czego spróbujesz w styczniu. Sprawiedliwość nie jest czymś, co robisz tylko w poniedziałek. Sprawiedliwość nie jest czymś, co praktykujesz przed 18:00. Sprawiedliwość jest czymś, co jesteś winien innym i praktykujesz 24/7/365, ponieważ tutaj nie chodzi o ciebie. Chodzi o zwierzęta. Chodzi o ich życie. Chodzi o ich prawa”.

W weganizmie nie ma odcieni szarości – albo jesteśmy weganami, albo nie. Skoro weganizm jest postawą etyczną – zwyczajnie nie sposób być weganinem w styczniu, w marcu i w grudniu, a w inne miesiące z uśmiechem płacić za krzywdę zwierząt. Dlatego tak ważny jest język i znajomość znaczenia pojęć, którymi się posługujemy. I nie chodzi tutaj o etykietowanie, przyznawanie mitycznej odznaki „prawdziwego weganina” (choć kwestia definicji jest ważna!), mowa raczej o działaniu wedle rzekomo wyznawanych wartości. I nie ma znaczenia, czy dotyczą one weganizmu, feminizmu, walki o prawa mniejszości. Sprawiedliwość to sprawiedliwość. Jesteśmy ją winni zwierzętom. Zawsze. Nie tylko w styczniu.
Tekst Katarzyna Kolbuch

źródła wspomniane w artykule:
Gary L. Francione, „Animal Rights: The Abolitionist Approach”
https://krytykapolityczna.pl/kultura/czytaj-dalej/gzyra-w-byciu-weganinem-nie-ma-nic-heroicznego/