Kongres Kobiet

Spread the love

We Wrocławiu odbył się Kongres Kobiet. W zasadzie mam wrażenie, że to były dwa kongresy, różnych kobiet i różnych wydarzeń. Dużo się działo, wystąpienia, panele, warsztaty. Dużo ciekawych kobiet mówiło niesamowite rzeczy. Były też i dziwne osobistości, co to w ramach ekologii i feminizmu nie miały oporów przed zabijaniem zwierząt. Na koniec jeszcze dziwniejsze nagrody i wyróżnienia. Dla mnie jednak cały Kongres odbył się gdzie indziej. Ten drugi kongres trwał nie na sali plenarnej, nie na wielkich scenach, w strefie dla wyjątkowych gościń i gości. Ten mój Kongres Kobiet był gdzie indziej. Ten drugi był też szczególny, spełniał bowiem misję tak ważną dla Kongresu – tworząc wydarzenia feministyczne, równościowe, przesuwające z założenia granice naszego myślenia, poszerzające granice naszej empatii. Wszystko to jednak działo się albo w małych salkach seminaryjnych jak niesamowite warsztaty Mecenaski Danuty Wawrockiej, czy na zewnątrz wielkich paneli i oficjalnych spotkań. Pośród aktywistek i aktywistów, pomiędzy rozmowami na korytarzach, na zewnątrz w manifestacji Anonimous for the Voicless.

Grupa Granica ze swoją niesamowitą instalacją pozwalającą nam, zwykłym obywatelką i obywatelom, na chwilę poczuć jak to jest zostać w lesie. Samotność, przerażenie, zimno. Na stoisku Grupy Granica można było też porozmawiać z niesamowitymi ludźmi, którzy na co dzień ryzykują swoim zdrowiem, narażając się by pomóc tym, których nasze państwo uznało za nieistniejących, za problem i bezprawne istnienie. Na naszej granicy umierają ludzie, a my wszyscy pozwoliliśmy sobie na koszmarny komfort nie myślenia i nie pamiętania o nich. Jeden z działaczy z lasu powiedział takie proste, szczere słowa: „pomagam, bo nie chcę by ludzie umierali za moim domem”. Nic więcej, tylko to jedno pragnienie normalności zmieniło całe życie tego człowieka. Jedna z aktywistek powiedziała „idę bo muszę, a kto ma iść?”. Grupa Granica uświadomiła mi jedno, to ludzie skazani na ciężką pracę przez naszą bierność i obojętność. Gdybyśmy my wszyscy jak naród protestowali, jechali na granicę z Białorusią, protestowali pod sejmem, wszyscy wyszli na ulicę i krzyczeli głośno o Prawach Człowieka, Konwencji Genewskiej, to aktywistki i aktywiści nie musieliby się martwić, że tyle osób dookoła nich umiera, czy bać naszej straży granicznej. To nikt nie byłby nielegalny i skazany na śmierć w bagnach, czy zamarznięcie w obcym, nieprzyjaznym terenie, gdzie jedynym drogowskazem jest nienawiść, uprzedzenie i drut kolczasty.

Green REV Institute pokazał raz jeszcze, że to, co jest najważniejsze to uświadomienie sobie czym karmi nas ideologia zdrowia, białych kłamstw, polityka konformizmu i przyzwyczajenia. Możemy tyle zmienić, wystarczy, że zobaczymy możliwości. To kwestia jedynie naszych przyzwyczajeń, uznania, że pewne rzeczy nam się należą, że „już tak jest”. Tymczasem aktywistki i aktywiści z Green REV Institute po prostu pokazują nam inny styl życia, inne rozwiązania, inną politykę. Milczenie o dobrostanie zwierząt, o ich prawie do życia i wolności, tak samo jak milczenie o klimacie zabija nasz świat z każdą naszą nieodpowiedzialną decyzją – nie tylko tą indywidualną, konsumencką, ale przede wszystkim z każą nieodpowiedzialną działalnością polityczną.

Kongres Kobiet to przede wszystkim rozmowy, spotkania. Nie weganki/nie, jeszcze nie weganki/nie i weganki/nie. Centrum Kultury Dworek Białoprądnicki też tam był. Razem z Dorotą Halberdą rozmawiałyśmy o filozofii wegańskiej z różnymi niesamowitymi osobami, mniej lub bardziej zainteresowanymi czy przekonanymi do weganizmu. Co ciekawe, wiele osób, które wcale nie są zainteresowane weganizmem, uważając go za ekstremalny, próbowało zrozumieć co takiego kryje filozofia wegańska. Warto więc rozmawiać, nigdy nie wiadomo jaki klucz do serca się znajdzie.

Najważniejszym wydarzeniem na kongresie była dla mnie obecność Wrocławskich Anonumus for the Voicless. Dokładnie wtedy, kiedy w panelach kongresowych brały udział osoby, które nie przejmują się losem zwierząt pozaludzkich pojawili się ludzie z charakterystycznymi plakatami. Dopiero to zderzenie, tego, co na scenie, w świetle reflektorów i tego, co na ulicy: treści, idei, Kongres Kobiet zaczął dla mnie działać. Aktywistki i aktywiści są fundamentem idei równościowych. To oni właśnie idą dalej, pozwalają nam zobaczyć to, czego my sami często nie chcemy widzieć, przesuwają granice naszej wrażliwości. Gdy wśród panelistek zapanowała swoista ostrożność w doborze słów i przekonań, gdy pojawiły się osoby reprezentujące różne ugrupowania i poglądy, grupa Anonimus For the Voicless pozostała bezkompromisowa. Nasze sumienie musi być bezkompromisowe, mówić nam jasno: nie wolno zabijać, torturować, nie wolno godzić się na cierpienie. Nasze myślenie nie może być zawsze dialogiczne, jak bowiem rozmawiać z kimś kto sam czerpie satysfakcję z łowienia i polowania?

Kongres, kongres i po kongresie. Pozostaje wiele pytań najważniejsze jest jednak to, co stało się w kuluarach, na ulicy, na zewnątrz. Może już czas najwyższy by kongres wyszedł z sal i zderzył się z bolesną rzeczywistością. O równości trzeba mówić, nawet jak jest to traumatyczne.
Tekst dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ,