Rekreacyjne zabijanie

Spread the love

Komentarz dr hab. prof. UP Doroty Probuckiej

Podczas konferencji „Jak chronić środowisko i zwierzęta na co dzień”, która odbyła się na Uniwersytecie Pedagogicznym im. KEN w Krakowie 9 maja 2019 r., wygłosiła pani wykład dotyczący myślistwa rekreacyjnego. W swoim wykładzie nazywa je Pani bezkarnym mordowaniem zwierząt. To bardzo zdecydowany głos. Dlaczego?

– Ponieważ moim zdaniem, myślistwo rekreacyjne jest bezkarnym mordowaniem, czyli okrucieństwem praktykowanym pod ochroną prawa. Okrucieństwo to dozwolone jest tylko z tego powodu, że jego ofiarami nie są ludzie, ale istoty pozaludzkie, podkreślmy – o podobnej zdolności do cierpienia i odczuwania strachu, co ludzie. Niestety, ci, którzy w tym procederze uczestniczą, wiedzą, że nie tylko unikną kary, ale że kara w ogóle ich nie dotyczy, a zatem są bezkarni. Jest to sytuacja komfortowo optymalna dla człowieka o konstrukcji agresora. Znajduje on swoją ofiarę, w tym przypadku całkowicie bezbronne zwierzę, które ma wszystkie istotne cechy ofiary ludzkiej: ma ciało podatne na zranienie, jest słabsze, przerażone, cierpi, boi się i umiera, plus dodatkowa okoliczność – agresor wie, że nie zostanie ukarany, że ma pełną swobodę działania. I to zaczyna napędzać jego aktywność… Żeby coś takiego czynić, trzeba mieć obniżony poziom empatii i być moralnie upośledzonym. Cechą wiodącą moralnego niedorozwoju jest obniżony poziom wrażliwości na cudze cierpienie i niezdolność do wyobrażania siebie na miejscu ofiary.

Ale, czy myśliwi nie dbają o dobrostan zwierząt leśnych…?
– Uważam, że na początku jest żądza zabijania, jest chcenie, dopiero potem dobudowywana jest argumentacja uzasadniająca ową żądzę. Argumentacja tak perfidnie skonstruowana, że ludzie zaczynają wierzyć, że polowania są niezbędne dla utrzymania równowagi w biosferze. Polowania rzeczywiście są niezbędne, ale dla pewnej grupy ludzi uzależnionych od zabijania. Jako przykład mogę podać argumentację, którą usłyszałam
z ust myśliwej: „Sarny trzeba zabijać, ponieważ to są szkodniki leśne, które obgryzają kory drzew i myśliwy musi stanąć w obronie drzew”. Rozumowanie to przypomina mi tok myślenia jednego z seryjnych morderców, który w swoim życiu zabił kilkanaście prostytutek, argumentując swoją działalność podobnie. Podczas procesu sądowego zeznawał, że zabijał swoje ofiary dla dobra ludzkości, ponieważ były one, jego zdaniem, moralnymi szkodnikami.

Czyli myśliwi są niepotrzebni…
– Powinniśmy dążyć do powołania instytucji myśliwego zawodowego, który miałby swój okręg i działałby w sytuacjach wyjątkowych i koniecznych. Odwołam się w tym miejscu do poglądów wybitnego etyka, lekarza i społecznika Alberta Schweitzera, który potępiał myślistwo, ale dopuszczał zabijanie zwierząt w sytuacjach koniecznych. Powinniśmy zawsze zadawać sobie pytanie: – Czy zabierając komuś życie, działaliśmy pod przymusem konieczności? Czy zabicie zwierzęcia w danej sytuacji było niezbędne? Taką koniecznością może być np. widmo głodu, albo obrona własnego życia. Zdaniem Schweitzera w takich sytuacjach zabicie zwierzęcia byłoby dopuszczalne, chociaż nadal byłoby złem. Zło nie staje się dobrem nawet wówczas, gdy jest konieczne. Należy odczuwać je nadal jako zło i tak nazywać. Dla Schweitzera rekreacyjny i komercyjny charakter myślistwa jest złem w czystej postaci.

Podczas wykładu powołuje się pani na nauki płynące z Pisma Świętego tj. 5-go przykazania Dekalogu oraz Katechizmu. Czy w ich kontekście, myśliwy zabijając zwierzęta dla zabawy, wypełnia zalecenia chrześcijańskie?
Należy zadać w tym miejscu pytanie: – Czy człowiek religijny może zabijać niewinne istoty po nic, dla zabawy, dla kontynuowania okrutnej tradycji, dla satysfakcji z zabijania, dla prymitywnej przyjemności czerpanej z pogoni, z dopadnięcia swojej ofiary i zabrania jej życia? Przypomnijmy, że pojęcie religijności wywodzi się z łacińskiego słowa „religare”, czyli „łączyć”.
A zatem, człowiekiem religijnym, religijnym nie z obrządku, ale z ducha byłby ten, kto chce przebywać w bliskości z Bogiem, kto chce złączyć się z Bogiem. Czy zatem praktyka oparta na niekoniecznym zabijaniu istot pozaludzkich, na zadawaniu cierpienia, indukowaniu strachu i śmierci byłaby drogą prowadzącą do Boga?
W Wielkim Katechizmie Kościoła katolickiego można znaleźć następujące artykuły – zacytuję kilka wybranych fragmentów. Oto pierwszy z nich: „Bóg (…) jest obecny w najgłębszym wnętrzu wszystkich swoich stworzeń” (Art. 300). Kolejny fragment: „Różne stworzenia, chciane w ich własnym bycie, odzwierciedlają każde na swój sposób jakiś promień nieskończonej mądrości i dobroci Boga. Z tego powodu człowiek powinien szanować dobroć każdego stworzenia” (Art. 339). „Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją Opatrznościową troską. Przez samo swoje istnienie błogosławią go i oddają mu chwałę” (Art. 2416).
Każdy myśliwy, zanim weźmie broń do ręki, powinien sobie te słowa przypomnieć. Powtórzmy: „Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie! I tym bardziej przykre, a nawet haniebne jest to, że niektórzy księża katoliccy praktykują myślistwo, a nawet z tym się obnoszą… Studenci działający w różnych organizacjach antymyśliwskich opowiadali mi o przypadku biskupa, który śmiertelnie postrzelił ciężarną sarnę, która na dodatek kulała, ponieważ wcześniej została zraniona przez innego myśliwego. Sprawa trafiła do sądu. I problem w tym, że ten ksiądz podczas rozprawy mówił, że w ogóle nie rozumie, o co jest oskarżony, w czym jest problem, przecież nic złego nie zrobił… To jest przykład moralnego niedorozwoju. Uważam, że tacy ludzie przynoszą wstyd Kościołowi… i nam wszystkim.
Próbując odpowiedzieć na to pańskie pytanie, odwołałabym się do książki Charlesa Sheldona zatytułowanej „Jego śladami”. Chrześcijaninem jest ten, kto idzie śladami Jezusa. Przesłanie tej książki opiera się na pewnej praktyce moralnej, polegającej na zadawaniu sobie pytania: – Co na moim miejscu, w danej sytuacji, uczyniłby Jezus? A zatem, przed podjęciem decyzji dotyczącej wyboru postępowania powinnam zadać sobie pytanie: – Jak na moim miejscu postąpiłby Jezus, który symbolizuje najlepszą cząstkę mojej natury? Nawiązując do okrutnych praktyk myśliwskich, czy Jezus wziąłby broń i w ramach relaksu, dla zabawy, przyjemnego spędzania wolnego czasu z kolegami, albo dla pomnażania kasy, goniłby bezbronne, przerażone zwierzę tak długo, aż by je dopadł, zranił i zabił? Czy tak postąpiłby Jezus? Czy Jezus czerpałby satysfakcję związaną z odreagowaniem agresji poprzez mord niewinnej, bezbronnej istoty? Czy Jezus pomnażałby cierpienie na tym świecie? My wiemy, jaka jest odpowiedź na to pytanie…, ponieważ płynie ona z głębi naszego serca.

Nauczanie etyki ma sens w odniesieniu do zwierząt?
– Tak, zdecydowanie. I odwołam się w tym miejscu do poglądów Bernarda Rollina, amerykańskiego etyka, jednocześnie weterynarza i obrońcy zwierząt, który zadaje pytanie: – Co powinno być podstawowym celem etyki traktującej o moralnych obowiązkach ludzi wobec istot pozaludzkich? Jego zdaniem tym głównym celem powinno być uwolnienie człowieka od dotychczasowych tradycyjnych schematów myślowych. Albowiem zadaniem etyki jest przede wszystkim poszerzenie mentalnej i emocjonalnej perspektywy, sprawienie, że nastąpi u człowieka radykalna zmiana postrzegania pewnych stanów rzeczy. Dzięki tej nowej perspektywie człowiek zacznie inaczej spoglądać na daną sytuację, uzyska odmienny od dotychczasowego moralny punkt widzenia. Nowy sposób postępowania przyjdzie później jako konsekwencja mentalnej przemiany. Według Rollina szczególnie dobitnym tego przykładem są ludzie, którzy zaniechali w pewnym momencie swojego życia tego, co kiedyś było dla nich oczywiste, a mianowicie polowania, uświadomiwszy sobie, że oznacza ono nic innego jak zabijanie dla przyjemności i to przyjemności najprymitywniejszej, wynikającej z czerpania satysfakcji z cudzego strachu, cierpienia i śmierci. Ludzie ci zaprzestali tego procederu z powodu krzyku rannego zwierzęcia, na który kiedyś byli obojętni.
Osoby te uzyskały zdolność wykroczenia poza swój punkt widzenia i spojrzały na sytuację z perspektywy ofiary. Zobaczyły w nowy sposób to, co kiedyś interpretowały w ramach jednego, tradycyjnego mentalnego schematu. A ja dodałabym, że największym wrogiem jest nasza własna głupota, bezmyślność, bezrefleksyjność, nieumiejętność wyobrażania sobie tego, co czują nasze ofiary.

Chciałbym prosić o poruszenie jeszcze jednego wątku związanego z tradycją myślistwa. O obecność dzieci podczas polowań…
– Zdecydowanie potępiam udział dzieci w polowaniach. Jest to problem wielowątkowy, ale najpierw odwołałabym się do zjawiska, które można określić symbolicznie mianem „dążenia do zarażania złem”. Sytuacja ta podobna byłaby do infekcji, ale w tym przypadku niemającej charakteru wirusowo-bakteryjnego tylko mentalno-emocjonalny. Człowiek zarażony złem dąży do tego, żeby tę „infekcję” przenieść na innych, żeby „zarażać”, a nie ma bardziej łatwiejszego obiektu jak własne dziecko. Słabe, bezradne, niemające siły, aby sprzeciwić się swemu opiekunowi, na którego jest całkowicie skazane.
W psychologii zjawisko to określane jest mianem przymusu przeniesienia. Podkreślam – przymusu, czyli wewnętrznego, często nieuświadamianego pragnienia, żeby zakazić własną negatywnością drugiego człowieka. Z dorosłym byłby pewien problem, ponieważ może powiedzieć „nie”
i odejść. Z własnym dzieckiem takiego problemu już nie ma, dziecko się nie sprzeciwi.
Celem tej tzw. myśliwskiej edukacji jest to, aby dziecko przyzwyczaiło się do okrucieństwa, zobojętniało na cudze cierpienie,
a potem stało się gorliwym naśladowcą wzorców wpojonych mu za młodu.
Oprac. fot. Janusz Bończak

dr hab. prof. UP Dorota Probucka jest kierowniczką Katedry Etyki Szczegółowej na Uniwersytecie Pedagogicznym im. KEN w Krakowie, redaktor naczelną czasopisma naukowego „Edukacja etyczna”, pomysłodawczynią i współzałożycielką dwóch naukowych towarzystw: Polskiego Towarzystwa Etycznego oraz Akademickiego Stowarzyszenia przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, członkinią Rady Naukowej Centrum Etyki Chrześcijańskiej w Krakowie.